Rozdział 15
Wyszła z klasy. Ja dokończyłem pakowanie i także wyszedłem. Pod klasą czekała na mnie Kinga. Ruszyliśmy w milczeniu w stronę wyjścia. Po drodze doszła do nas Martyna i razem weszliśmy na parking do mojego auta.Dwa dni później.
Perspektywa Martyny.
Jak w pierwszy dzień, jechałam i wracałam z Jasiem. Kinga z resztą też. Jak pierwszego dnia także pilnujemy Kingi, ale też jak w pierwszym dniu wrażenie obserwowanej nie ustało. Dziwne to, ciągle dzieje się to samo. No może oprócz nauki. Nauczyciele nie dali nam dużego luzu. Już wczoraj dostałam duże zadanie domowe i zostały zapowiedziane kartkówki z "tamtego roku". Niby nauczyciele chcą sprawdzić co pamiętamy, ale zdaje mi się, że chcą nam postawić pierwsze jedynki, a nie mają z czego. Siedziałam na podłodze w pokoju i skupiałam się nad durną chemią. Nigdy jej nie lubiłam, no może w gimnazjum, ale te wszystkie sole i kwasy są okropne. Najśmieszniejsze jest to, że tego nie cierpię a spokojnie mogłabym mieć przynajmniej czwórkę. No cóż... Poczułam głód, więc wstałam i skierowałam się do kuchni. Mama mówiła, że będzie dziś wcześniej, więc postanowiłam zrobić naleśniki. Jak przyjdzie będą jeszcze ciepłe. Wyciągnęłam mleko, jajko i cukier, sięgałam po mąkę, gdy w domu rozległ się dzwonek do drzwi. Pewnie przyszedł Jaś, więc podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Jednak to nie on w nich stał...
-Cześć córeczko. - Uśmiechnął się do mnie mężczyzna, którego dawniej bardzo kochałam, a teraz nienawidzę.
-Hej.- Odburknęłam.
-Mogę wejść? - Zapytał mnie niepewnie.
-No skoro przyjechałeś. - Byłam oschła. Tyle tygodni nie odzywał się do mnie, przesyłał tylko prezenty, a teraz przyjeżdża. Zrobił to samo co Jasiek kilka dni temu. Interesował się mną, później zapomniał i nagle się zjawia. Ojciec wszedł trochę śmielej.
-Widzę, że coś przygotowujesz.
-Tak chcę zrobić naleśniki DLA MNIE I MAMY. - Powiedziałam ostrzej dla mnie i mamy niż chciałam, lecz niech wie, że dla niego już nie ma miejsca.
-Nie chciałbym się wpychać, lecz mógłbym zostać na kolacji? - Nie chce się wpychać, lecz to robi. Miałam mu to powiedzieć, lecz szybciej dodał.- Tak dawno ich nie jadłem, a ty robisz je najlepiej. - Uśmiechnął się.
-No dobra. Siadaj.- Nie wiem czemu się zgodziłam, może dla tego że jakby nie było jest moim tatą.
On jak kazałam usiadł przy stole, a ja zabrałam się za robienie naleśników. Wiedziałam, że bez powodu tu nie przyszedł, ale na razie nie chciałam wiedzieć po co przyszedł.
-Co tam u ciebie? Jak szkoła ? - Zapytał, tak jakby go to obchodziło.
-Dobrze. W szkole dużo nauki. Norma. Aaa i znalazłam nowych przyjaciół.- Posłałam mu poważne spojrzenie. Coś wiedział o wyjeździe Damiana. Nie można było tego ukryć, że byłam przybita.
-O to wspaniale. - Uśmiechnął się. - Jak mają na imię? I gdzie ich poznałaś? - Pytał to tak jakbym coś dla niego dalej znaczyła, jak za dawnych czasów.
-Jasiek i Kinga. - Nie wiem dlaczego, ale chciałam mu opowiedzieć o nich. Było to dziwne, ale pamiętam jak dawniej rozmawiałam z nim o wszystkim. Po rozwodzie z mamą oddaliłam się od niego. Miałam żal, że nas zostawił. - A poznałam ich nie typowo. - Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. - Jaśka, gdy złamałam nogę, pomógł mi, zawiózł mnie do szpitala, a później opiekował się mną, a Kingę w szpitalu. Uderzyłam ją drzwiami.
-Miałaś złamaną nogę ? - Wydawał się oszołomiony. No tak, nie wiedział bo zapomniał o mnie. I czar prysł, nie chciałam mu niczego więcej opowiadać.
-Wiedziałbyś, gdybyś wcześniej o mnie sobie przypomniał. - Byłam wkurzona. Chciałam mu wygarnąć.- Po rozwodzie zapomniałeś o mnie zająłeś się swoją dziewczyną i nowym dzieckiem. A ja ? dostawałam tylko prezenty, ale nie uwagę ojca. - Po moich oczach płynęły łzy. Nie mogłam ich zahamować. - Dziś przyjeżdżasz, bo wielce sobie o mnie przypomniałeś. Czego chcesz ?
-To prawda. Jestem beznadziejnym ojcem. Ale chcę to naprawić, chcę żebyś przyjeżdżała do naszego domu, abyś poznała swojego brata... - Tu urwał. Czyli już mam rodzeństwo.
-Ahh więc o to chodzi. Chciałeś mi przekazać, że już nie jestem jedynaczką. Dziękuję wielce. - Byłam mega wkurzona.
-To też. Ale także przyjechałem, aby cię poprosić o jedną rzecz... - Znowu urwał, był nie pewny.
-No jaką? - Krzyknęłam.
-Chcielibyśmy... Ja i Blanka chcielibyśmy cię poprosić, abyś została chrzestną Bartusia. - Byłam w szoku.
- Ty to masz tupet. Myślisz, że się zgodzę ? Twoje sny. Po pierwsze o to pyta dwoje rodziców, co twoja dziunia stchórzyła się spotkać z starszym kłopotem? - Krzyczałam.
-Nie nazywaj jej tak!!! - teraz to on krzyknął. - Wiem masz prawo być zła, ale nie o to chodzi. Bała się, że się wkurzysz, i się nie zgodzisz.
-I się wkurzyłam... Może bym się zgodziła gdybyś miał ze mną jakiś kontakt wcześniej, i gdyby ona sama o to mnie zapytała.- A teraz możesz pomarzyć. Nie zostanę chrzestną tego bachora. - Wywrzeszczałam mu prosto w twarz.
-Nie nazywaj go tak. - Warknął mój ojciec.- Chyba nie wiesz co to znaczy.
-Wiem... I będę nazywać i jego bachorem i Blankę jak chcę... Dziunią, babą która zabrała mi ojca, i suk... - Nie zdążyłam tego wypowiedzieć. Poczułam ból w prawym policzku. Ojciec pierwszy raz mnie uderzył.
-Mówiłem nie nazywaj ich tak... Skoro wiesz co znaczy bachor, to wiesz że ty nim jesteś... - Gdy wypowiedział to rozpłakałam się. - On złagodniał.
-Tak masz rację... Jestem bachorem... Nie mam ojca, więc jestem bachorem. - Popatrzył się na mnie z smutkiem.
-To nie tak miało zabrzmieć... - Zaczął się tłumaczyć.
-Ale zabrzmiało. - Trzymałam się za policzek. - Niech pan stąd wyjdzie.
-Jaki pan? - Nie zrozumiał. -Jestem twoim tatą.
-Ja nie mam ojca... - Powtórzyłam- Niech pan wyjdzie.
-Ale... - Drzwi wejściowe się otworzyły. Stanęła w nich mama. Zauważyła mnie płaczącą, z ręką na czerwonym policzku, wrzeszczącą.
-Co tu się dzieje? - Była zaskoczona.- Co ty tu robisz? - odezwała się do tego mężczyzny.
-Ten pan wychodzi. - Powiedziałam.
-Jaki pan ? To twój tata. - Spojrzała na policzek i wkurzyła się. - Ale racja wychodzi.
Wypchnęła go za drzwi się z nim kłócąc. Gdy wróciła mocno mnie przytuliła i zapytała co się dzieje. Nie chciałam tego opowiadać... Przynajmniej na ten moment. Przeprosiłam ją, i poszłam na górę. Już nie byłam głodna, byłam zmęczona. Położyłam się spać, z nie dokończonym zadaniem. Nic mnie wtedy nie obchodziło.
2 godziny później.
Obudziłam się gdy w pokoju było już ciemno. Spojrzałam na zegar. 21:56. Wstałam z łóżka, ominęłam książki rozsypane na podłodze i wyszłam z pokoju. Zeszłam do kuchni, krzątała się tam mama. Była odwrócona ode mnie plecami, lecz gdy usłyszała moje kroku spojrzała na mnie.
-Chcesz naleśniki? - Uśmiechnęła się do mnie.- Dokończyłam je za ciebie.
Pokiwałam głową. Podała mi talerz, i zaczęłam jeść. Były doskonałe, jeszcze lepsze od moich. Moja mama dobrze gotowała, lecz rzadko. Gdy ja jadłam ona spokojnie się we mnie wpatrywała. Gdy skończyłam zabrała talerz i zaczęła go myć.
-Kochanie. -Zaczęła.- Myślę, że powinnyśmy porozmawiać. Najlepiej żebyś mi opowiedziała co się stało. - Przełknęłam głośno ślinę. Nie wiem czy jestem na to gotowa. Ta sprawa mnie bolała. Co jeśli mama mnie nie zrozumie jak ojciec ? Co jeśli tak samo się skończy. Zauważyła moje wahanie i dodała. - Nie będę cię oceniać. Tylko chcę się dowiedzieć czemu masz to. - Wskazała na mój policzek. Jak przypuszczam był fioletowy.
-Dobrze. Ale obiecujesz, że nie będziesz się złościć ? - Ona kiwnęła głową. - To zacznę od początku. Chciałam zrobić dla nas naleśniki, gdy nagle tata przyszedł. Wpuściłam go, on chciał zostać na kolacji. Zgodziłam się chociaż z niechęcią. Zapytał co u mnie, a ja powiedziałam, że mam nowych przyjaciół, wypytał mnie jak ich poznałam, a ja opowiedziałam mu, że wtedy gdy złamałam nogę. On o tym nie wiedział, był zdziwiony, zapytał " Czy miałam złamaną nogę", a ja wybuchłam wygarnęłam mu, że gdyby się mną zainteresował wiedziałby o tym. Ale zapytałam dlaczego tu przyszedł... - Z moich oczu poleciała kolejna porcja łez w tym dniu. - A on mnie prosił, abym została chrzestną jego dziecka... A ja... a ja nazwałam jego dziecko bachorem i Blankę dziunią i suką... - Teraz rozpłakałam się na dobre. Mama słuchała w skupieniu. Dokończyła za mnie.
-A on ci przywalił ?
-I nie tylko. - Ocierałam łzy. - Powiedział, że to ja jestem bachorem.
Mama zamilkła. Na jej twarzy zaobserwowałam gniew, nie na mnie lecz na ojca.
-Nie powinnaś tak mówić. Nie tak cię wychowałam, lecz rozumiem twój ból. Tylko to cię usprawiedliwia. - Popatrzyłam w jej oczy, widać było w nich smutek.- Lecz musisz przeprosić tatę i Blankę.
-Nie. - Krzyknęłam. - Nie po tym wszystkim co nam wyrządzili.
-Dobrze. Przeprosisz gdy będziesz gotowa, lecz musisz to zrobić.- Była nie ugięta.- A z twoim ojcem porozmawiam.
-Nie... to już nie mój ojciec.
----
Nowy rozdział :)
Dziś troszkę rodzinnie XD
Jak myślicie Martyna wybaczy tacie i przeprosi go ?
Piszcie w komentarzach :)
Wchodźcie też na aska.