wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 22.

Na końcu rozdziału bardzo ważne sprostowanie:) 

-Martyna, spakuj swoje rzeczy. Jutro po szkole przyjadę po ciebie. - Odezwał się ojciec. Po szkole... 
-Zaraz, a co z moją szkołą? Przecież ty mieszkasz w Środzie Śląskiej? - Przypomniałam sobie. Nie chcę zmieniać szkoły, a sam dojazd będzie trwał 40 minut. 
-Zmienisz. - Odparł, pożegnał się z mamą i wyszedł jak gdyby nic. Nie wytrzymałam po całym dniu, odwróciłam się napięcie i z płaczem pobiegłam do pokoju. 
Nie chcę iść do innej szkoły. W czwórce mam Kingę, znajomych, Jasia... Nawet jego. Przytuliłam się do poduszki. Nie dbałam o to, że jestem w ubraniu i się nie myłam. Byłam zmęczona życiem, płaczem, mężczyznami. Otuliłam się kołdrą i zasnęłam. 

Obudziłam się o 6:30, miałam dziwny sen. Śnił mi się Damian, przyjechał do miasta, całowałam się z Jaśkiem... Pokłóciłam się z nim, zmieniłam swój image, i miałam zamieszkać u ojca i zmienić szkołę. No tak, ten koszmar nie był snem, to dzieje się naprawdę... Byłam zmęczona tym wszystkim. Dlaczego to właśnie mi się dzieje? Dlaczego nie może być po staremu? Jedynym rozwiązaniem byłoby to wszystko zakończyć, ale nie mogę. Co pomyślałaby o tym babcia? Byłaby zła i zawiedziona moim zachowaniem, a tego nie chcę. Muszę walczyć, ale łatwo się nie poddam. Jeśli ojciec myśli, że poprawimy stosunki to się grubo myli. Zrobię z jego życia piekło, będzie miał mnie dosyć i może pozwoli mi znów zamieszkać z mamą. Chce wiedzieć jak to jest mieć córkę, to zobaczy... Na tą myśl od razu poprawił mi się humor. Wstałam i ruszyłam do szafki, wyciągnęłam ciuchy na dziś. Wybrałam ciemne rurki, bokserkę z flagą Stanów Zjednoczonych, czarną bejsbolówkę i vansy tego samego odcienia. Ruszyłam do łazienki i wbiegłam pod prysznic. Gdy wyszłam z kabiny poczułam się dużo lepiej. Zawsze woda dawała mi pewnej lekkości. Ubrałam się i zrobiłam mocny makijaż. Gdy byłam gotowa wróciłam do pokoju, spojrzałam na zegarek, 7:00 miałam jeszcze 30 minut do wyjścia. Postanowiłam się zacząć pakować. Nie chcę tego przedłużać, skoro stary ma po mnie przyjechać po szkole będę miała mało czasu, a rzeczy zabiorę dużo. Chce, żebym z nim mieszkała, muszę mieć swoje rzeczy, nawet aż nadto... Wyjęłam z szafy walizkę i zaczęłam wpychać do niej ciuchy. Właśnie teraz zauważyłam ile ich tu jest, i ile jest już starych, za luźnych. Ostatnio moja dieta podziałała, schudłam 8 kg. W końcu mogę założyć rurki i zwyczajną bluzkę bez kompleksów. Nie wiem nawet kiedy to się stało, dopiero co zaczynałam. Ale najwidoczniej unikanie słodyczy i stres podziałał. Muszę iść kupić jakieś nowe ubrania, a szczególnie planuję kupić kilka sukienek. Nigdy zbytnio ich nie ubierałam, lecz teraz się zmieniłam, a więc czemu mam nie zmienić to w czym chodzę? Myślałam o tym pakując kilka sweterków, gdy rozległ się dzwonek telefonu. Spojrzałam na ekranik, dzwoniła Kinga. Ciekawe czy już o wszystkim wie. Pewnie tak, Janek na pewno z nią rozmawiał. Zauważyłam, że dosyć się do siebie zbliżyli, a szczególnie Kinga do Jasia. 
-Cześć. - Usłyszałam głos Kini.
-No hej. Co tam, jak się czujesz? - Zapytałam. 
-Jak ostatnio. Wczoraj byłam przez pewien czas na polu i pogorszyłam sprawę. Ale ogólnie jest dobrze. - W jej głosie słyszałam zmianę, ale nie wywołaną chorobą. Była trochę inna, gdy mówiła zmieniała ton.- Słuchaj Martyna. - Zaczęła niepewnie. - Rozmawiałam z Jasiem, wiem co się zdarzyło. 
-Domyślałam się, że wiesz.- Odparłam spokojnie. Na Kingę nie miałam się o co złościć, będzie mi jej bardzo brakować. Nie wyjeżdżam daleko, bo to tylko 30 km, ale i tak to kawałek drogi. 
-Chciałabym się z tobą spotkać. Dałabyś radę po szkole? 
-Kinga... Ja, ja nie będę miała czasu. - Usłyszałam ciche westchnięcie. Poczułam smutek, nie chciałam się żegnać przez telefon. Wpadłam na pomysł. - Ale gdybyś chciała, mogłabym wpaść teraz. 
-Jasne.- Powiedziała z wesołym tonem. - Ale nie musisz iść do szkoły? 
-Mam ważną wiadomość dla ciebie, nie na telefon. Szkoła nie ucieknie. - Odparłam.- Będę za 20 minut. - Powiedziałam i rozłączyłam się. 
Zostawiłam pokój w kompletnym nieładzie, później posprzątam. Zbiegłam na dół w szybkim tempie. Mama plątała się w kuchni, co było dla mnie dziwne. 
-Martyna, możesz ze mną chwilę porozmawiać? - Krzyknęła w moją stronę. 
-Śpieszę się do szkoły.- Skłamałam.- A zresztą nie mamy o czym rozmawiać. - Wybiegłam z domu jak oparzona. Pobiegłam na przystanek, w ostatniej chwili zdążyłam wsiąść do autobusu. Usiadłam w tym samym miejscu co wczoraj. Po 5 minutach jazdy, wysiadłam na przystanku, w drzwiach minęłam się z Kamilem. 
-Ej mała, to nie szkoła.- Odezwał się zdziwiony. 
-Zamknij się, nie widziałeś mnie tu, dziś jestem chora i leżę w łóżku. - Odparłam zniecierpliwionym głosem. 
-Dobra spoko. Nara. - Odwrócił się i wszedł do autobusu. 
Dojście do domu Kingi zajęło mi 3 minuty. Gdy zapukałam do drzwi, momentalnie je otworzyła, lecz miała dziwny wyraz twarzy. Tak jakby się czegoś bała. Weszłam do mieszkania i mocno ją przytuliłam. Tego było mi trzeba. 
-Choć, zrobię nam kawy. - Odsunęła się ode mnie delikatnie. Ruszyłyśmy w stronę kuchni, Kinia postawiła w czajniku wodę, a ja usiadłam na krześle. Siedziałam w milczeniu dopóki kawa nie stała już na stole. Żadna z nas nie wiedziała jak zacząć. Wpatrywałam się w kubek z ciepłym napojem, gdy przyjaciółka się odezwała. 
-Wczoraj z Jaśkiem byłam na policji. - Natychmiastowo mnie to zamurowało, nie wiedziałam co powiedzieć. Czyżby Marcin coś jej zrobił? Ona nie zwracając uwagi na moją reakcję kontynuowała. - Dostałam kolejne groźby od Marcina, Jasiek się wkurzył i zaprowadził mnie na komisariat. Złożyłam zeznania i teraz go poszukują. Boję się, że w każdej chwili może się tu zjawić. - Byłam w szoku, byłam tak zajęta moimi sprawami, że nie zainteresowałam się dziewczyną. Było mi głupio, jedyne na co zdołałam zrobić, to złapanie Kingi za rękę. Ona po dłuższej chwili odsunęła się ode mnie. Zabolało mnie to, ale byłam sobie winna.
-Ja... ja nie wiedziałam.- Odezwałam się po chwili. - Mam teraz pewne kłopoty, nie takie jak ty, lecz... Zapomniałam o tobie... Jestem okropną przyjaciółką.- Zaczęłam się rozklejać. Przy Kindze chciałam być naturalna, nie kryłam łez.
-Jakie masz kłopoty? Z Jasiem? Czy z tym gościem z parku? - Jej głos ociekał ironią. 
-Skąd wiesz o Damianie?- Byłam zaskoczona. Przecież nie wiedziała, że miałam się z nim spotkać. 
-Spacerowałam z Jaśkiem wczoraj po parku i cię widzieliśmy. - Wytłumaczyła. Nie zauważyłam ich... - Ale to nie ważne. Nie chcę rozmawiać o mnie tylko o tym jak traktujesz Jaśka... 
-Niby jak go traktuję ? Co? - Uniosłam głos, chociaż tego nie zamierzałam. 
-Chcesz skreślić waszą przyjaźń. Wiesz jak on to przeżywa? Nie okazuje tego, ale po jego wyjściu od ciebie miał wypadek... 
-Słucham?  Jaki wypadek? - Byłam zszokowana. Co mogło się mu stać? 
-Wjechał w jelenia, z dużą prędkością. Nikomu nic się nie stało, ale auto do wyklepania. - Szybko odpowiedziała.
-To dobrze. - Odetchnęłam z ulgą. Cieszę się, że nic mu nie jest. 
-Martyś. - Głos Kini złagodniał.- Posłuchaj jeden głupi pocałunek nie powinien zniszczyć przyjaźni. Zrobisz co będziesz uważać, ale przez takie zachowanie skrzywdzisz dużo osób... Nawet siebie, popatrz jak się zmieniłaś... - Kolejna osoba mówi mi to wciągu dwóch dni. Mam powoli dosyć... 
-I tak to nie ma sensu... Kinga, ja muszę zmienić szkołę. - Dziewczyna była zaskoczona. 
-Nie rozumiem. 
-Rodzice wymyślili, że będę mieszkać u ojca, w Środzie Śląskiej. Nie będę przyjeżdżać z innego miasta aż 30 km do szkoły  . Dziś się wyprowadzam... - Ona tylko spojrzała na mnie z przerażoną miną. 

--- 
No hej, hej :) 
Wprowadziłam małą zmianę :) Nigdy nie pisałam, gdzie akcja się toczy więc muszę wytłumaczyć :) Martyna, Jaś i Kinga mieszkają w Wrocławiu :) Ojciec Martyny ( po długim zastanowieniu zmieniłyśmy zdanie z Agnieszką :) ) W Środzie Śląskiej :) 
Wytłumaczenie dlaczego to pozmieniałyśmy :) Mamy z Agą plan co do kolejnych rozdziałów i trudno byłoby nam pisać, gdyby mieszkali wszyscy ciągle w Wrocławiu, dlatego takie małe zamieszanie :) Mam nadzieję, że z kolejnymi rozdziałami to zrozumiecie :) 
Jeśli macie jakieś pytania zapraszam na aska :)
Komentujcie, czy rozdział się podoba, lub nie podoba :) 
Miłego czytania :D

niedziela, 23 sierpnia 2015

Rozdział 21. 


-Spójrz, to Martyna. - Odezwała się Kinia. - Ale jakaś taka, jak nie nasza Martyna. 
-Widzę. - Odparłem ciągle wpatrując się w Martynę. 
-Choć pójdziemy do niej. - Zaczęła kierować się  w stronę dziewczyny. 
-Nie... Kinga muszę Ci coś powiedzieć. Chodźmy stąd póki nas nie zobaczyła. 
-Co? Nie rozumiem. - Była zdezorientowana. 
-Pokłóciłem się z Martyną. - Odparłem. Choć, opowiem ci. 

Odciągnąłem Kingę kilka ławek dalej, tak aby nikt nas nie zobaczył. Kinia była dosyć zdezorientowana. Muszę jej wszystko wytłumaczyć, ale nie wiem jak zareaguje. 
-Jasiek ? O co chodzi? - Nie wiedziała co się dzieje. - Zacząłem opowiadać o wszystkim dziewczynie. Zaczynając od obiadu i kończąc na wypadku. Słuchała w skupieniu, nie przerywała mi. Była bardzo zdziwiona, gdy skończyłem czekałem co powie. Ona tylko milczała, zdawała mi się nieobecna.  
-Kinga? Co się dzieje? - Pytanie wyrwało ją zamyślenia. 
-Nic, tylko... To dla mnie dziwne. - Odparła.- Nigdy nie zauważyłam, żeby ciebie i Martynę coś łączyło. 
-Tylko, że nas chyba już nic nie łączy. - Powiedziałem. 
-A przyjaźń? - Była zaskoczona. - Przecież przyjaźnimy się wszyscy... Nie może skreślić tej relacji jednym głupim pocałunkiem. 
-Nie wiem Kinga... - Byłem bezradny.- Ale masz rację. Jeden głupi pocałunek, to była chwila, a tyle może zmienić. - Siedzieliśmy w milczeniu przez pewien czas. Stawało się coraz chłodniej, postanowiłem odwieźć Kinie. Wstaliśmy z ławki i skierowaliśmy się do auta. 

W tym samym czasie. 
Martyna.
Siedziałam z Damianem przez pewien czas w milczeniu. Pomimo długiej przerwy nie mieliśmy o czym rozmawiać. Ile może się zmienić przez pewien okres... 
-Co u Julki? - Zagadnęłam, przerywając niezręczną ciszę. Od samego początku spotkania chciałam o to zapytać. Julka była pierwszą moją prawdziwą przyjaciółką, to dzięki niej poznałam Damiana. Gdy wyjeżdżała obiecała utrzymywać kontakt, lecz nie dotrzymała obietnicy. Bardzo przez to cierpiałam. 
-Dobrze, szybko zaaklimatyzowała się w Warszawie. Lepiej niż ja... - Spojrzał na mnie z specyficznym uśmiechem.- Być może za rok wprowadzi się do mnie, ale to tylko plany. 
-O to świetnie. - Urwałam. Zabolało mnie to. Nic nie wiedziałam co się u niej dzieje, choć byłyśmy jak siostry. 
-Martyna...- Damian zaczął niepewnie. - Ja... Ja nie potrafię żyć bez ciebie... - Byłam oszołomiona tym wyznaniem. - To był błąd, zerwać z Tobą. Tak naprawdę zawszę cię kochałem. W dzień naszego zerwania, kłamałem. Myślałem, że tak będzie dla nas lepiej... 
-Będzie dla nas najlepiej? - Nie chciałam wierzyć, w te głupie tłumaczenia. - Ty chyba sobie jaja robisz? - Byłam wściekła, jedyna rzecz o jakiej teraz marzyłam to wygarnąć mu wszystko.- Jesteś idiotą wiesz? Zdajesz sobie sprawę co ja przeżyłam przez te miesiące? - Zaczęłam podnosić głos.- To była najgorsza rocznica, jaką mogłam sobie wymyślić... 
-Wiem, przepraszam. Masz rację jestem idiotą, debilem, chamem, i świnią. Wiem o tym... Ale te miesiące bez ciebie... - Urwał głos. Czułam, że zaraz wybuchnę płaczem. Wszystkie wspomnienia wracały, czułam się okropnie. Starałam się, niczego po sobie poznać, lecz było to nad moje siły. Po policzku poleciała mi łza. Jak mam być inną dziewczyną skoro tak łatwo się daję? Jak...? Bardzo szybko się opamiętałam. Dlaczego ciągle się nad sobą rozczulam? To nie tak ma być. Szybko wzięłam się w garść, otarłam łzę. Słuchałam dalej Damiana, zaciętym wyrazem twarzy.- Posłuchaj mnie Martyna, gdy nastała okazja natychmiast wsiadłem w pociąg i wróciłem. Wróciłem wszystko odkręcić, i jeżeli będzie taka konieczność będę walczył o ciebie. Nawet z tym gościem... 
-I co? Sądzisz, że teraz ci wybaczę, zostawię wszystko za sobą? - Popatrzyłam na jego twarz. W jego oczach widziałam nadzieję i smutek. Czyżby naprawdę na to liczył?  
 -Nie. Chcę żebyś to wszystko przemyślała, przypomniała sobie te wszystkie dobre chwile. Będę czekać, dopóki się nie zdecydujesz. Masz czas, nie musisz się śpieszyć. Ale mam nadzieję, że wszystko będzie jak dawniej.- Złapał mnie za rękę. Natychmiastowo wyrwałam ją z jego uścisku. Niepewnie wstał i odszedł zostawiając mnie z masą myśli. 

Kilka minut później. 
Siedziałam na ławce, przez cały czas zbierając myśli. Co mam zrobić? Przecież to nie tak miało być. Już ze wszystkim się pogodziłam, zaczęło się nawet dobrze układać i nagle on się zjawia. Czy może być piękniej? Biłam się z myślami, gdy nagle dobiegł mnie dźwięk mojej komórki. Spojrzałam na ekran. Mama. Ciekawe co chce. 
-Hallo? - Odezwałam się. 
-Martyna. Muszę z tobą porozmawiać. - O nie, nie mam ochoty na opieprz. Nie teraz.
-O czym? - zapytałam.
-To bardzo ważne. Spokojnie nie chcę cię pouczać. - Dodała, jakby czytała mi w myślach.- Ale to pilna sprawa.  
-No dobrze. Będę za 15 minut. - Rozłączyłam połączenie. 
Ruszyłam przez park pomału. Muszę trochę ochłonąć, zanim zobaczę się z mamą. Gdy dochodziłam pod dom zauważyłam samochód ojca. Co on tu jeszcze robi? Byłam bardzo zdziwiona, przecież już dawno powinien pojechać do tej swojej Blanki. A na dodatek miał ze sobą syna, powinien chyba już dawno być przy swojej mamusi. Weszłam do domu niepewnie. Tak jak wcześniej w kuchni siedzieli rodzice i o czymś rozmawiali. Tym razem nie było małego. Byłam zdezorientowana tym wszystkim. Co tu się dzieje? 
-Martyna, usiądź musimy porozmawiać o czymś ważnym. - Zaczęła mama. 
-Co z powrotem się schodzicie? - Wypaliłam. 
-Nie. - Odparł ojciec.- Pomimo, że nie jestem z mamą, utrzymujemy dobre stosunki, aby dobrze cię wychować. 
-Nie sądzę- Wycedziłam. Ojciec nie przejmując się tym ciągnął dalej. 
-Ostatnio nasze stosunki nieco się ochłodziły, dlatego z Zosią postanowiliśmy, że przez pewien czas zamieszkasz u mnie. - Sądziłam, że się przesłyszałam. 
-Słucham? - Krzyknęłam. - Chyba nie chcesz, mnie zabrać do siebie? - Nie mogłam uwierzyć. Chyba śnię, przyśnił mi się najgorszy koszmar. Jak on to sobie wyobraża? Że będę jadła z nim i Blanką śniadania, obiady i kolację w cudownej atmosferze? 
-Tak. Zamieszkasz z nami, pomożesz Blance przy małym. Będziesz u nas mieszkać dopóki nie zmienisz co do mnie nastawienia. - Wydawał się być spokojny. 
-Chcesz ze mnie zrobić niańkę? - Siedziałam wkurzona i zdziwiona. 
-Nie, chcę żebyś poznała brata i się zmieniła. 
-Chyba śnisz. - Odburknęłam. 
-To będzie twój wybór do kiedy będziesz ze mną mieszkała. - Nie wiem jak może być tak spokojny. U mnie w środku się gotowało, a ten nic. 
-I ty się mamo zgadzasz na to? - Zwróciłam się do mamy. Ciągle milczała, przysłuchiwała się naszej rozmowie. 
-Tak. Sądzę, że to będzie najlepsze rozwiązanie. I tak ciągle siedzę w pracy, więc jesteś samotna. U taty ciągle ktoś będzie w domu, będziesz miała lepiej. Chociaż na pewien czas. - Byłam wkurzona, nawet ona. Byłam na przegranej pozycji... Dlaczego nie mogę już być pełnoletnia? 
-Martyna, spakuj swoje rzeczy. Jutro po szkole przyjadę po ciebie. - Odezwał się ojciec. Po szkole... 
-Zaraz, a co z moją szkołą? Przecież ty mieszkasz w Środzie Śląskiej? - Przypomniałam sobie. Nie chcę zmieniać szkoły, a sam dojazd będzie trwał 40 minut. 
-Zmienisz. - Odparł, pożegnał się z mamą i wyszedł jak gdyby nic. Nie wytrzymałam po całym dniu, odwróciłam się napięcie i z płaczem pobiegłam do pokoju. 
Nie chcę iść do innej szkoły. W czwórce mam Kingę, znajomych, Jasia... Nawet jego. Przytuliłam się do poduszki. Nie dbałam o to, że jestem w ubraniu i się nie myłam. Byłam zmęczona życiem, płaczem, mężczyznami. Otuliłam się kołdrą i zasnęłam. 


----
Kolejny rozdział :D 
Już 21 *.* Ale się cieszę ostatnio na blogu było 5000 wyświetleń, a już dziś jest 6000. Może to nie jest duża liczba, lecz mnie bardzo cieszy <3 Dziękuję wszystkim, którzy to czytają :D 
Piszcie mi w komentarzach co sądzicie :)  (Motywujcie mnie :) ) Zapraszam na aska :) 
Miłego czytania :D

środa, 19 sierpnia 2015

Rozdział 20.

-Z kim idziesz i dokąd? 
Wywróciłam oczami. Chciałam wyjść, ale nie powiem z kim się spotkam więc skłamałam. 
-Do parku. Wychodzę z kolegą. - Nie za bardzo go przekonałam, więc dodałam.- Z Jaśkiem. Tym co mi pomógł, gdy złamałam nogę. Mogę już iść?- Byłam zniecierpliwiona. 
-Dobra. Idź. Miłego spotkania.- Podszedł do mnie. Chciał mnie uścisnąć, ale ja szybko wybiegłam z domu. Złapałam jeszcze kurtkę i pognałam w umówione miejsce.  

Gdy wyszłam z domu była 15:55. Do parku mam niedaleko,około 5/7 minut drogi. Postanowiłam, że nie będę się śpieszyć, wręcz będę szła ślimaczym tempem. Niech sobie na mnie poczeka, tak jak ja czekałam na niego tyle miesięcy. Weszłam w środek parku, zbliżałam się do naszego miejsca spotkania. Już z daleka zauważyłam Damiana siedzącego na ławce. Spojrzałam na zegarek. 16:06. Postanowiłam stanąć za drzewem i chwilkę poczekać. Wiem wiem głupie to, ale niech poczeka. Denerwowałam się całym spotkaniem, ale nie mogłam po sobie tego pokazać. Postanowiłam być obojętna i sucha. Dobra koniec tego stania w miejscu. Wzięłam kilka głębszych oddechów i ruszyłam pewnym krokiem. Damian od razu mnie zauważył, wbił we mnie wzrok. Był zdziwiony, lecz próbował to zamaskować uśmiechem. 
-Wow... Wyglądasz ślicznie. - Powiedział. 
-Chyba zresztą jak zawsze. - Odparłam z ironią. Nie wiem czy dam radę być obojętna, ale będę się starać.   
-To chyba jest wiadome. - Zignorował moją ironie i wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Co słychać? - Zapytał jak niby nic, tak jakby nie było tych sześciu miesięcy rozłąki, jakby nie było pocałunku z Jaśkiem... 
-Dobrze. Trochę się pozmieniało, ale dobrze. - Usiadłam koło niego, lecz w pewnej odległości. - A u Ciebie? 
-Dobrze. Właśnie zaczynam wszystko od nowa.- Powiedział to dość ciekawym tonem. Nie chciałam się dopytywać. Mógłby pomyśleć, że po tym wszystkim dalej mi zależy. Ale czy w ogóle mi właśnie na nim zależy? 

Kilka godzin wcześniej. 
Perspektywa Jasia. 
Wyszedłem od Martyny wściekły, i załamany. Jak może przekreślić te wszystkie dni spędzone razem, dla tego lalusia? Ale sporo właśnie tego chce, odwalę się od niej. Może później zrozumie to wszystko. Wsiadłem do auta i ruszyłem. Nie chciałem wracać od razu do domu. Postanowiłem pojeździć za miastem, szybka jazda zawsze mnie uspokaja, ale w mieście tego nie mogę robić. Chciałem jak najszybciej znaleźć się na obrzeżach. Na liczniku miałem 100 km/h. Nie przejmowałem się niczym, tylko drogą. Postanowiłem jeszcze przyśpieszyć, gdy przed maską nie wiem skąd znalazł się jeleń. Nie chciałem uderzyć w zwierze, zacząłem hamować. Nie dałem rady, miałem zbyt dużą prędkość... Wjechałem w biedne zwierze. Sądziłem, że siła uderzenia go zabije, lecz ono bez najmniejszego wysiłku wstało i pobiegło do lasu. Jak to możliwe? Wyszedłem z auta, ocenić straty. Cała maska była rozwalona, a temu nieszczęsnemu jeleniowi nic się nie stało. Cud? Czy mocne kości? Potarłem ręką o twarz. Poczułem coś mokrego i lepkiego. Spojrzałem na rękę, była w krwi. Zajrzałem do lusterka. W czasie wypadku uderzyłem o kierownicę, sądziłem że lekko. Niestety po mojej twarzy tak nie wyglądało. Na czole miałem siniaka, z nosa i łuku brwiowego leciała krew. Wyciąłem z bagażnika apteczkę. Zakleiłem plastrem rozcięcie i zatamowałem krew. Po chwili było dobrze. Wyjąłem telefon i wybrałem numer do Mateusza. 
-Hej stary. - Odezwałem się. 
-No siema. Co tam? 
-Potrzebuję twojej pomocy. - Zacząłem spokojnie. 
-Jakiej?- Był zdziwiony.
-Miałem małe zderzenie na obrzeżach miasta, wjechałem w jelenia. Mam rozbitą całą maskę samochodu, nie mogę nim jechać. Przyjechałbyś po mnie? 
-Pewnie. Zaraz będę. - Słyszałem jak łapie kluczyki. 
Po 15 minutach czekania Mateusz się zjawił. Między czasie zadzwoniłem po pomoc drogową. Zjawili się zaraz po Matim. Chłopak był zdziwiony stanem auta jak i mojej twarzy.
- No no chłopie nieźle wjechałeś. - Zaczął się rozglądać. - A gdzie ten jeleń? 
-Uciekł. Rozumiesz? - Na jego twarzy malowało się zdziwienie jak i wesołość. - Po uderzeniu, wstał jakby nigdy nic i uciekł do lasu. 
-Ale wcześniej chyba obił ci mordę. - Pokazał na moją twarz i wybuch śmiechem. Posłałem mu groźne spojrzenie, na co zmniejszył radość. - No sorry, ale z taką twarzą to nie wyrwiesz dziewczyny przez jakiś czas. 
-I tak nie mam humoru na dziewczyny. - On posłał mi ciekawe spojrzenie. 
-Ty i brak ochoty na dziewczyny... Jeden z najbardziej flirtujących chłopaków w szkole i brak ochoty... - Był zdziwiony. 
-Ja z nimi nie flirtuję... Zrozumcie to w końcu wszyscy. - Warknąłem i odwróciłem się w stronę pomocy drogowej. Gdy wszystko było uzgodnione, zająłem miejsce koło Mateusza w aucie. 
-O co ci chodzi stary o " ja z nikim nie flirtuję " ? - Zapytał. 
Zastanawiałem się czy  opowiedzieć mu o wszystkim. Jakby nie było dosyć się zaprzyjaźniłem z Marcinem. Potrzebowałem wyrzucenia wszystkiego ze siebie. Opowiedziałem mu wszystko, o pocałunku z Martyną aż po wypadek. 
-Zależy ci na niej. - Podsumował. 
-Co? - Byłem zaskoczony jego słowami. 
-Zależy Ci na Martynie.- Powtórzył.- Inaczej nie wkurzyłbyś się tak. Zabolało cię, że on się zjawia i wszystko psuje. - Może miał rację. Lecz nie chciałem dopuszczać to do siebie. Nie teraz, nie w tym momencie, kiedy nic dla niej nie znaczę. To zwykłe zauroczenie, pewnie zaraz wszystko minie. 
-Przestań pieprzyć głupoty. - Warknąłem. On spojrzał na mnie z litością. 
Jechaliśmy dalej w milczeniu. Gdy dojechaliśmy, odezwałem się.
-Dzięki za pomoc. - Uścisnąłem mu dłoń. 
-Zawsze do usług, ty rajdowco . - Uśmiechnął się. 
Wysiadłem z auta i udałem się do domu. Mama siedziała w kuchni, piła herbatę i czytała jakieś czasopisma. Zawsze tak robi, gdy się denerwuje. 
-Boże Jasiek, gdzie ty byłeś? - Szykował się wykład. 
-Miałem mały wypadek. - Odparłem obojętnym tonem. 
-Widzę. Ale co się stało? - Zaczyna panikować, jak zawsze. 
- Wjechałem w jelenia i rozwaliłem auto. - Spojrzała na moją twarz. Pośpieszyłem z wyjaśnieniami. - A twarz mam taką bo uderzyłem się o kierownicę. 
-Musimy jechać na pogotowie. A co jeśli masz wstrząs mózgu? - Cała mama. Co by się nie stało, ona panikuje. 
-Nie trzeba. Nic mi nie jest. Nie histeryzuj. - Ominąłem ją i wszedłem po schodach na górę, do łazienki. Wołała coś za mną, ale zignorowałem to.
Wziąłem szybki prysznic i poszedłem spać. Tylko o tym marzyłem po dzisiejszym dniu. 

Następny dzień. 
Nie chciało mi się zbytnio iść do szkoły. Postanowiłem pospać do południa. Obudził mnie dzwonek telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz. Dzwoniła Kinga. 
-Hallo? - Odezwałem się zaspanym głosem. 
-Jasiek? - Jej głos drżał. Usłyszawszy to od razu się ocknąłem. 
-Kinga co się dzieje? 
-Marcin... On wysłał mi list... - Przerywała. Była bardzo zdenerwowana. 
-Poczekaj uspokój się. Za 10 minut będę u Ciebie. - Zacząłem ją uspokajać. 
-Dobrze. - Rozłączyła się. 
Wyskoczyłem z łóżka, pobiegłem do szafy. Wyjąłem pierwszą lepszą koszulę i spodnie od dresów. Od razu zbiegłem na dół. Zacząłem szukać kluczyków do auta. No tak... Przecież jest zepsute. Wpadłem na pomysł. 
-Mamoo.- Krzyknąłem. 
-Co synku? - Synku... przecież nie jestem małym chłopcem. Byłem zbyt zdenerwowany, żeby jej o tym przypomnieć. 
-Mogę pożyczyć auto? Koleżanka mnie potrzebuje. - Zrobiłem minę zbitego pieska. 
-Nooo nie wiem. - Wahała się. 
-Proszę. To ważne. 
-No dobrze. Ale uważaj. - Zgodziła się.
-Dzięki.- Rzuciłem jej i pobiegłem po kluczyki. Po kilku sekundach już biegłem do samochodu. 
Jak mówiłem Kindze, po 10 minutach stałem pod jej drzwiami. Otworzyła mi cała zapłakana. Wszedłem i mocno ją przytuliłem. Wiedziałem, że właśnie tego teraz potrzebuje. 
-Ciii. Jestem przy tobie. - Głaskałem ją po włosach ,a ona wtuliła twarz w moją szyję. - Pokażesz mi ten list? - Zapytałem, gdy nieco się uspokoiła. Ona bez słowa podała mi list. 


Ty mała zdziro, sądzisz że jak będziesz miała
ochronę to cię nie dopadnę?  
To się mylisz.
Obserwuję cię dniem i nocą. Wszystko wiem
co się dzieje...
Wszystko.
Byłem wściekły. Jak ten pojeb, może coś takiego jej wysyłać? 
-Jedziemy na policję. - Powiedziałem poważnym głosem. - Jak się czujesz? Dasz radę jechać?
-Jasiek... nie. On nas obserwuje.- Załkała. 
-Chce nas tylko przestraszyć. Koniec z nim. Ubieraj się jedziemy. - Ona niepewnie popatrzyła się przez okno. 
-Zaufaj mi. Nic ci nie będzie. Jestem przy tobie. - Powiedziałem i przytuliłem ją mocno. 
-Dobrze. - Odparła niepewnie. 

Godzinę później. 
Kinga złożyła zawiadomienie o nękaniu na policji. Obiecali działać od początku, ale wszyscy wiemy jaka jest policja. Chciałem ją odwieźć do domu, lecz ona się nie zgodziła. Zadzwoniła do ojca, że nie wróci do 17. On niezbyt był zadowolony. Kinga w końcu jest chora, a jej rodzeństwem musi ktoś się zająć. Ona jednak postawiła na swoim. Postanowiliśmy iść do parku. Tam jest najciszej i najbezpieczniej. Szliśmy dróżką, gdy Kinga nagle krzyknęła.
-Boże Jasiek. - Wystraszyłem się. - Co ci się stało z twarzą? - Myślałem, że wybuchnę śmiechem. Jej mina była bezcenna. Cały dzień jest ze mną, a dopiero teraz to zauważyła. 
-Spostrzegawcza jesteś. - Nie wytrzymałem i wybuchłem śmiechem. 
-Co się stało? - Zapytała, lekceważąc mój śmiech. Opowiedziałem jej o wypadku, zastanawiałem się czy powiedzieć jej o kłótni z Martyną, gdy właśnie ją zobaczyłem. Wyglądała całkowicie inaczej. Siedziała z Damianem, rozmawiali ze sobą.
-Spójrz, to Martyna. - Odezwała się Kinia. - Ale jakaś taka, jak nie nasza Martyna. 
-Widzę. - Odparłem ciągle wpatrując się w Martynę. 
-Choć pójdziemy do niej. - Zaczęła kierować się  w stronę dziewczyny. 
-Nie... Kinga muszę Ci coś powiedzieć. Chodźmy stąd póki nas nie zobaczyła. 
-Co? Nie rozumiem. - Była zdezorientowana. 
-Pokłóciłem się z Martyną. - Odparłem. Choć, opowiem ci. 


---
Kolejny rozdzialik :) 
Późno dodany :/ Wybaczcie, ale nie miałam głowy do rozdziału :/ 
To już 20 *.* 
Dziękuję Tym którzy dalej to czytają <3 Nie zapominajcie o komentarzach :) 
Miłego czytania :D

piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział 19.


Wstałam i wbiegłam po schodach do łazienki. Bez zastanowienia wpadłam do kabiny i odkręciłam wodę. Nie ważne, że stałam w ubraniach. Ważne, że to uśmierza mój ból. W tym tygodniu płakałam przez trzech najważniejszych dla mnie mężczyzn. Tata, Damian, Jaś... Tylko trzej marni mężczyźni, a zmienili moje życie. Wyszłam z kabiny i skierowałam się cała mokra do pokoju. Walić bałagan, walić mężczyzn, walić życie. 

Przez pewien czas miałam głupie pomysły... Walić życie... Czemu właśnie w tej chwili z nim nie skończyć ? Poco mam czekać, aż umrę z starości, choroby lub wypadku? Mogę to zakończyć sama. Dlaczego mam się męczyć w takim trudnym świecie? Rozważałam to przez bardzo długi czas... Nie byłam tego pewna, ale postanowiłam spróbować. Muszę tylko wybrać sposób... Podciąć sobie żyły? Nie... to boli, a nie lubię bólu... Może skoczyć z okna? Nie... to za nisko. Mogłabym tylko sobie coś połamać. Albo skoczyć z mostu do wody? Też nie. Najbliższa rzeka z mostem znajduje się 4 km od mojego domu. A może powiesić się? Ale tu nie mam takiego miejsca... Jeszcze jest jeden sposób... Lekarstwa. To wcale nie boli... Odpływasz w sen, wszystko zdaje się takie spokojne... Wyszłam z pokoju i skierowałam się do półki z lekami. Hmm paracetamol... Leki nasenne mamy. To chyba będzie dobre. Zabrałam je ze sobą do pokoju. Ale nie chcę tak zwyczajnie umrzeć... Chcę też powspominać, chcę przypomnieć sobie te dni kiedy byłam szczęśliwa. Wyjęłam albumy ze zdjęciami. Zaczęłam oglądać jedno po drugim. Na większości znajdowałam się z rodzicami. Wtedy było tak dobrze. Mama nie pracowała, zajmowała się mną. Tata zawsze się uśmiechał, nie było mowy o rozwodzie... kochał nas. Zbliżałam się do końca albumu. Na kilku z ostatnich była też Julka i Damian. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Czy tego właśnie chcę? Końca? Przecież miałam szczęśliwe dzieciństwo. Ale muszę to zrobić. Podniosłam album, gdy wysunęło się jakieś zdjęcie. Spadło na podłogę. Spojrzałam na nie, zaczęłam mocno płakać. Na fotografii była moja babcia. Bardzo ją kochałam, gdy miałam 12 lat zmarła na raka płuc. Przed śmiercią obiecała mi, że będzie mi pomagać w bardzo trudnych wyborach, cokolwiek miało się stać ona będzie przy mnie. Na zdjęciu miała wesołą twarz, ściskała mnie. Pamiętam ten dzień, miałam 10 lat. Byłam u niej na wakacjach. Uciekł nam wtedy pies, Rufus. Zaczęłam za nim płakać, lecz ona powiedziała, abym nie wylewała łez, każde złe chwile mijają, a trzeba żyć dalej. Posłuchałam jej. Wiedziałam dlaczego właśnie teraz to zdjęcie wypadło. Wstałam z podłogi, zebrałam leki i zaniosłam je powrotem na półkę. 
-Dziękuję babciu.- Szepnęłam. Wiedziałam, że mnie słyszy, pilnuje mnie i pomaga. 
Wróciłam do pokoju, sprzątnęłam bajzel i położyłam się spać. Nie mam zamiaru kończyć życia. Ale muszę się zmienić. Nie będę już taką Martynką... Nie będę!!!

Następny dzień.
Wstałam o 7:00. Gdy budzik zadzwonił bez problemu wstałam. Skierowałam się do szafy. Wybrałam czarne jeansy i miętową koszulę. Wbiegłam do łazienki. Postanowiłam zrobić tym razem mocny makijaż. Będę inną Martyną. Bardziej pewną siebie. Siniak z policzka prawie zniknął. Przykryłam go lekką ilością fluidu, tak jakby co. Postanowiłam dziś użyć eyeliner. Nie za bardzo umiałam zrobić idealną kreskę, lecz po wielu próbach udało mi się. Gdy skończyłam byłam zdziwiona swoim efektem. Przed wyjściem włożyłam skórzaną czarną kurtkę i ruszyłam na przystanek. Do szkoły pojechałam autobusem. Chciałam uniknąć spotkania z Jaśkiem. Jak sądzę będzie miał urażoną dumę, przez jakiś czas. Sam się do mnie nie odezwie, więc sprawę mam ułatwioną. Nigdy nie lubiłam jechać autobusem, nawet na małych odległościach. Nie miałam choroby lokomocyjnej, po prostu nie lubię tłoku, dużej ilości ludzi. Zasiadłam miejsce najbliżej drzwi, aby szybko się wydostać z tej puszki. Jechałam w milczeniu, przyglądając się widokowi za oknem. Autobus zatrzymywał się na każdym przystanku. Nie zwracałam uwagi na ludzi wsiadających lub wysiadających. Nie obchodziło mnie to zbytnio. Nikt nie usiadł przy mnie, aż do jednego z przystanków. 
-Wolne?- Zapytał się jakiś chłopak. Gdzieś słyszałam ten głos, lecz nie patrząc się na niego odparłam.
-Tak. 
-Dzięki.-Usiadł.-Martyna tak? - Zapytał z dziwnym tonem. Odwróciłam się w jego stronę. To znowu ten chłopak, na którego wpadłam. 
-Nooo. A ty to??? - Odparłam z obojętnym tonem. 
-Kamil. Dla przyjaciół Kali. - Uśmiechnął się lekko. 
-Ahaaa. Spoko.- Byłam zbyt zmęczona ostatnimi sytuacjami na zapoznania. Zresztą za każdym razem spotkania z nim, źle się kończyły. 
-Coś się stało? - Chciał się dowiedzieć.- W szkole wyglądasz na bardziej rozmowną. 
-Mam problemy. Nie twój zasrany interes.- Warknęłam. 
-Spokojnie dziewczyno. Każdy je ma. - Odparł z pogardą. 
Założyłam słuchawki dając mu do zrozumienia, że nie mam ochoty na rozmowę. A szczególnie z nim. Wpatrzyłam się w okno, wsłuchując w nową piosenkę Pajujo "Tańcz". W pewnym sensie opowiadała o moim życiu. Siedziałam wsłuchując się w słowa piosenki, gdy Kamil coś powiedział. Nie zapytałam co chciał, znieważyłam to. 
-"Nie łam się mała, nie pierwszy nie ostatni, co cię nie zabije, to tylko cię wzmocni" - Chłopak wypowiedział kawałek tekstu. Sądziłam że się przesłyszałam. 
-Co powiedziałeś? - Widział zdziwienie na mojej twarzy. 
-To co słyszałaś.- Uśmiechnął się. Dalej byłam zdziwiona. Skąd on może to znać? Nie wygląda na takiego co słucha tego zespołu.- Moja siostra ma fioła na punkcie tej piosenki. Znam już to na pamięć.
-Ale dlaczego akurat ten fragment przytoczyłeś? 
-Sądzę, że najbardziej pasuje do twojego humoru. - Wytłumaczył. Miał rację chociaż nie wiedziałam dlaczego. - Musimy wychodzić, śpieszę się. Nara. - Powiedział i wyszedł. 
" Co mnie nie zabije, to tylko cię wzmocni" ten fragment wzięłam sobie do serca. To tylko mnie wzmocni. Weszłam do szkoły z podniesioną głową, pewnym krokiem. Jak nie ja. Koniec z niewinną, płaczliwą Martyną. Skierowałam się w stronę klasy chemicznej. Z tego co wiedziałam Jasiek ma lekcję obok, lecz nie zauważyłam go. 
-Martyna to ty? - Dziewczyny stojące przed drzwiami przestały rozmawiać. Wpatrywały się we mnie jakbym była z innej planety. 
-Dlaczego miałby to być ktoś inny? - Zapytałam.
-No nie wiem... Po prostu jesteś jakaś inna... Zmieniłaś swój image. Wyglądasz jakoś...
-Pewniej. - Dokończyłam.- Każda kobieta musi coś zmienić w sobie.- Uśmiechnęłam się.- Kula (nauczycielka chemii) już weszła? -Zapytałam zmieniając temat.
-Nie jeszcze nie.- Zdziwienie dziewczyn powoli mijało.
Stanęłam trzy kroki od grupki dziewczyn, wyciągnęłam telefon. Jasiek nie odzywał się od wczoraj. Ale co ja oczekuję? Że po tym jak mu wygarnęłam napisze lub zadzwoni? Przecież jestem na niego wściekła, powinnam go unikać. Zamyśliłam się o tym, gdy rozległ się dźwięk mojego telefonu. Serce zabiło mi mocniej. Nieznany numer.
-Hej. Martyna?- rozległ się dźwięk po drugiej stronie.  
-Tak? Kto mówi? 
-Damian.- Moje serce teraz chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. - Nie wiem czy powinienem do ciebie dzwonić, ale... Nie spotkałabyś się ze mną? 
-Kiedy? - Zapytałam.
-Może dziś? Jeśli masz czas.-Odparł pośpiesznie.
-Okej. -Odparłam obojętnie.- Gdzie i o której.? 
-W parku o 16? W tym naszym miejscu.- Odparł po chwili zastanowienia.- Pamiętasz go jeszcze? 
-Tak.- Byłam zdziwiona.-Do 16. Pa.
-Paa.- Rozłączył się. 
Nasze miejsce... Park był bardzo częstym miejscem spotkań zakochanych, lecz naszym prawie najczęstszym. To tam pierwszy raz się pocałowaliśmy, tam wszystko się zaczęło jak i skończyło. To było miejsce radości jak i smutku. A teraz ? co miało się tam rodzić? radość czy smutek? Tego pewnie dowiem się później.  

Kilka godzin później. 
Ze szkoły wyszłam o 14:35. Od razu skierowałam się na przystanek. Chcę wrócić do domu, wziąć prysznic po w-f'ie i przebrać się. Denerwowałam się spotkaniem z Damianem. Czy to jest randka? Jak mam się ubrać? Zamysłem weszłam do autobusu. Siadłam w tym samym miejscu co rano. Droga minęła mi szybko, pierwszy raz od dawna nie przeszkadzała mi jazda autobusem. Wysiadłam z pojazdu i ruszyłam do domu. 
Otworzyłam drzwi, nie były zamknięte. Zdziwiłam się, czyżbym zapomniała je zamknąć, gdy wychodziłam do szkoły? Sądziłam, że były zamknięte. Weszłam do środka, usłyszałam jakąś rozmowę w kuchni. Dobiegł mnie fragment rozmowy. 
-I po co tu przyszedłeś? Chcesz, aby Martyna się wściekła? Ona i tak ostatnie spotkanie bardzo przeżyła. - Mama zdawała się być zmartwiona. Zdziwiłam się, że w ogóle jest w domu.- A na dodatek przywiozłeś Bartka. - Domyśliłam się o co mamie chodzi. Miałyśmy gościa. Ojciec przyjechał z swoim synkiem. Byłam wściekła, chciałam wejść do pokoju nie zauważona, ale nie miałam zbytnio jak. Aby dostać się na piętro muszę przejść przez salon, a w kuchni widać salon bardzo dobrze. 
-Chcę porozmawiać z Martynką.-Martynką... teraz mówi Martynka...- Chcę przekonać ją, że ona jest moją najukochańszą córeczką. - Byłam wściekła, wszystko się we mnie zagotowało. Nie wytrzymałam i weszłam do kuchni.
-I aby to udowodnić, zabrałeś ze sobą tego...-Urwałam.-to dziecko. - Poprawiłam. Nie chciałam obrażać dziecka przy mamie. Była by zła, nie zrozumiałaby... 
-Martyna... - Mama spojrzała na mnie surowym okiem. 
-No co? Co ty byś zrobiła widząc ich oboje w naszym domu? Jeszcze brakuje tej Blanki. - Kipiałam cała ze złości. 
-Wszystko w swoim czasie.- Powiedział spokojnie tata. - Poznaj, to Bartek. - Pokazał ręką na dziecko w wózku. Nawet nie zerkając na nie odwróciłam się. 
-Martyna, poczekaj porozmawiajmy. - Krzyknął za mną ojciec. 
-Nie mamy o czym rozmawiać. Wystarczy mi jeden siniak na policzku. 
-Sama się o to wtedy prosiłaś.-Wypowiedział to cicho, ale pewnie. 
Spojrzałam na mamę, nie chciała się w to wtrącać, ale jej mina pokazywała, abym go za to przeprosiła. Ja stałam nieugięta. Przewróciłam tylko oczami. 
-Zmieniłaś się Martynko... - Dobiegł mnie głos ojca.- Z charakteru, jak i z wyglądu.- Wskazał na moje ciuchy i makijaż. 
-Dorosłam... Zrozumiałam, że nie mogę być bezbronną idiotką. - Wycedziłam przez zęby. 
-Chyba niczego nie zrozumiałaś. Stałaś się gorsza, masz cięty język, wściekasz się o dziwne rzecz...
-To ty mnie zmieniłeś, Ty... zrozumiałeś? -Przerwałam mu.- Jeśli masz do mnie pretensje, to miej też do siebie... To stało się tylko PRZEZ CIEBIE.- Powtórzyłam to z naciskiem.    
Odwróciłam się i wyszłam. Nie lubię, gdy mama nie chce się wtrącać. Jestem wtedy zdana na siebie. Zresztą jak zawsze. Zamknęłam drzwi do pokoju, usiadłam na łóżku. Emocję znowu wzięły górę. Dlaczego obiecuję sobie, że nie będę płakać, a zawsze to robię? Dlaczego. Wylałam morze łez, wciągu tygodnia. Dosyć, muszę wziąć się w garść. Podeszłam do szafy. Nie wiedziałam co wybrać, czy to zwykłe spotkanie? A może coś więcej? Nawet jeśli, nie pokażę po sobie tego. Nie mogę zapominać, że Damian mnie zostawił. Wybrałam niebieskie jeansy, rozciągniętą ale ładną bluzę i czarne koturny. Zabierając to ze sobą, udałam się do łazienki. Po drodze słyszałam głos ojca. Czyli jeszcze tu jest... 
Gotowa do wyjścia (umalowana i ubrana jak nie ja) zeszłam na dół. Mama rozmawiała przyciszonym głosem z tatą. Zauważyli, że schodzę, przyglądnęli się mi, po czym popatrzyli się sobie. Wyglądali jak za dawnych lat. 
-A Ty gdzie się wybierasz?- Odezwał się "ojciec roku". Myśli, że jak raz się zainteresuje to pokaże jaki jest wspaniały? Że coś się zmieni? 
-Nie twój interes. - Powiedziałam. 
-Zdaje się, że mój. Jestem twoim rodzicem. 
-Pff, przypomniałeś sobie o mnie. -Warknęłam. 
-Uważaj na słowa. Nie zapominaj kim jestem. - Tracił cierpliwość. 
-Wakacyjnym tatą? 
-Tatą... i dobrze mogę ci nie pozwolić wyjść.- Chciał pokazać kto to nie on.- Z kim idziesz i dokąd? 
Wywróciłam oczami. Chciałam wyjść, ale nie powiem z kim się spotkam więc skłamałam. 
-Do parku. Wychodzę z kolegą. - Nie za bardzo go przekonałam, więc dodałam.- Z Jaśkiem. Tym co mi pomógł, gdy złamałam nogę. Mogę już iść?- Byłam zniecierpliwiona. 
-Dobra. Idź. Miłego spotkania.- Podszedł do mnie. Chciał mnie uścisnąć, ale ja szybko wybiegłam z domu. Złapałam jeszcze kurtkę i pognałam w umówione miejsce.  

---
Proszę bardzo :) 
Długi rozdział z okazji 5000 wyświetleń bloga :D 
Pisałam go kilka godzin :) 
Mam nadzieje, że chociaż trochę wam się spodoba :) 
Proszę komentujcie pod rozdziałem, lub na asku :)  co sądzicie o tym, bo to bardzo motywuje :)  
Aaaa Ps. POCZĄTEK ROZDZIAŁU NIE MIAŁ BYĆ ZACHĘTĄ LUB PODDANIEM POMYSŁU NA SAMOBÓJSTWO !!!
Martyna jest rozbita i przychodzą jej głupie myśli do głowy :/ PROSZĘ NIE BIERZCIE Z NIEJ PRZYKŁADU !!! :) 

środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 18.

-Uhmm. - Dobiegł mnie głos. - Przepraszam. Drzwi były otwarte, więc wszedłem. Ale chyba przeszkadzam. - Znałam ten głos. Głos który tak bardzo kochałam przez tyle miesięcy. Moje serce zaczęło mocno bić. Oderwałam się od Jaśka i spojrzałam w stronę gościa. 
-Damian? 

-Damian?- Nie mogłam uwierzyć. Jasiek był tak samo oszołomiony jak ja. Pomógł mi stanąć na podłodze. Nie musiałam mówić Jankowi kto to. Dobrze wiedział, że to właśnie ten Damian. 
-Wróciłem do domu... - Posłał mi uśmiech.- Pierwsze co zrobiłem to przyjechałem do Ciebie... Ale teraz rozumiem, że to był zły pomysł. - Pokazał ręką na Jasia. - Lepiej już pójdę. 
-Nie... Damian!- Nie wiem jakim cudem zdołałam się odezwać. Chłopak odwrócił się, widać było zmieszanie i smutek na jego twarzy. Chciałam za nim pójść, przytulić się do niego, lecz przytrzymał mnie Jaś. 
-Nie idź za nim.- Odwrócił mnie w swoją stronę, tak że widział moją twarz. Jego oczy pokazywały smutek i strach. Strach, chociaż nie wiem dlaczego. - Zapomniałaś co on ci zrobił? Jak cię zostawił dla innej? Wyjechał zapominając o tobie.- Po moim policzku pociekły pierwsze łzy. Łzy które trudno było zahamować. Nie chciałam płakać przy Jaśku, lecz nie utrzymałam ich. 
-To nie powinno się stać. - Zaczęłam się wyszarpywać z uścisku Jaśka. 
-Martyna? - Był zdziwiony. - Co ty wygadujesz?

Perspektywa Jasia. 
Przytulałem Martynę, lecz ona zaczęła mi się wyrywać. Cała się trzęsła, płakała. Wiem, że Damian był dla niej bardzo ważny, ale zdradził ją, zostawił tak wspaniałą dziewczynę jak ona dla innej. Zaczęła o nim zapominać, wszystko się dobrze układało, gdy znów się pojawił. Byłem wściekły.
-Nie powinno to się stać.- Powtórzyła i odwróciła się ode mnie. Żałowała pocałunku... Najlepszego pocałunku jaki przeżyłem. 
-Martyna? Proszę nie mów tak. - Byłem zdruzgotany i wściekły. 
-Jesteśmy przyjaciółmi... - Urwała.
-Jesteśmy... Ale nie czujesz niczego więcej? - Odwróciłem ją znów w moją stronę, tak bym mógł widzieć jej wzrok. 
-Nie... - Wypowiadając to kierowała oczy wszędzie tylko nie na mnie. - Za szybko zapomniałam o Damianie... Pojawiłeś się... zapełniałam pustkę tobą. Wymknęła się nam przyjaźń spod kontroli... - Wyszeptała.
-Kochasz go? - Zapytałem. Czułem, że zaraz nie utrzymam emocji. 
-Nie wiem... Mam do niego żal, ale...
Nie wytrzymałem. Uderzyłem pięścią w stół. Martyna się przestraszyła, odeszła ode mnie kawałek. 
-To co? Polecisz do niego? Zaczniesz wszystko od nowa? - Krzyczałem.
-Jasiek!!! - Płakała.- Proszę cię przestań.
-Jesteś głupia jeśli chcesz do niego wrócić. Chcesz przekreślić wszystko między nami dla niego? Dla tego gbura? 
-Co jest między nami? Co? - Patrzyła zimnym wzrokiem. Otarła łzy. Wydawała mi się silniejsza, nie była już bezbronną Martynką. - Jeden pocałunek. Reszta to tylko przyjaźń, ale krótka! Na wakacjach zapomniałeś o mnie, przypomniałeś sobie tylko przed początkiem roku... 
-Tłumaczyłem ci że nie było mnie w mieście.- Wtrąciłem. 
-Cicho siedź... Teraz ja mówię. - Była wkurzona.- Gdy nie patrzę uganiasz się za dziewczynami. 
Nie rozumiałem o co jej chodzi. Zauważyła moje zdezorientowanie i wytłumaczyła. 
-Ta blondynka z długimi nogami. Ładna nie? - Zaśmiała się sarkastycznie. - Jeśli już tak samo zraniłeś mnie jak Damian. A teraz wyjdź z mojego domu!. Nie chcę cię widzieć. - Była wściekła, zresztą jak ja. Wiedziałem, że jeśli tu zostanę pogorszę tylko sytuację. Bez słowa ruszyłem do drzwi. 

Perspektywa Martyny. 
Chłopak wyszedł z trzaskiem drzwi. Nie wiem, co się dzieje. Jasiek jest moim przyjacielem. To za daleko zaszło. Nie wytrzymałam i wygarnęłam mu wszystko. Siadłam na podłodze i zalałam się łzami. Nie było sensu ich powstrzymywać. W moim życiu jest teraz wiele nie przyjemności. Wstałam i wbiegłam po schodach do łazienki. Bez zastanowienia wpadłam do kabiny i odkręciłam wodę. Nie ważne, że stałam w ubraniach. Ważne, że to uśmierza mój ból. W tym tygodniu płakałam przez trzech najważniejszych dla mnie mężczyzn. Tata, Damian, Jaś... Tylko trzej marni mężczyźni, a zmienili moje życie. Wyszłam z kabiny i skierowałam się cała mokra do pokoju. Walić bałagan, walić mężczyzn, walić życie. 


---- 
Co myślicie o zachowaniu Martyny. 
Czy słusznie postąpiła krzycząc na Jasia? 
I jak sądzicie? Co zrobi żeby wszystko było dobrze? 
Mam nadzieje, że rozdział się spodoba :) 
Komentujcie :) 

wtorek, 11 sierpnia 2015

Rozdział 17.

- Przepraszam - to był Jaś - Nie chciałem żebyś płakała.
- To nie twoja wina - powiedziałam.
- No to teraz opowiesz mi jakim cudem to coś jest na twoim policzku? - zapytał, obejmując mnie ramieniem. Opowiedziałam mu całą historię ze wszystkimi szczegółami i po tym poczułam się o wiele lżej. Wtuliłam się w niego mocniej i siedzieliśmy tak do czasu, aż nie zadzwonił dzwonek na kolejną lekcję.



W ramionach Jasia czułam się bardzo bezpieczna. Jest on bardzo opiekuńczy, wobec mnie i Kingi. Gdy zadzwonił dzwonek na lekcję byłam przygnębiona, ale 45 minut szybko minęło i mogłam znów ujrzeć Jasia. Postanowiłam, że nie poprawię makijażu. Między innymi dlatego, że nie miałam kosmetyków przy sobie. Już w klasie dużo osób na mnie się dziwnie patrzyło, nie chciałam takiego samego efektu na korytarzu, więc napisałam do Jaśka. " Przyjdziesz z Kingą pod moją klasę???." Natychmiast dostałam odpowiedź. " Kingi dziś nie ma w szkole. Myślałem, że wiesz." Jak miałam niby wiedzieć, skoro nie jechałam rano z nimi. Miałam dziwne przeczucie. Niepokoiło mnie to, może za mało jej pilnujemy? Stałam pod klasą myśląc o tym, gdy nagle poczułam uderzenie. Upadłam, byłam oszołomiona. Musiała minąć chwila, aż dotarły do mnie jakieś słowa. 
-Nic Ci nie jest? - Rozległ się jakiś męski głos. 
-Trochę boli mnie głowa, ale jest okej. - Moje oczy powędrowały na twarz chłopaka. Od razu rozpoznałam tą twarz. Dostałam od gościa na którego wpadłam kilka dni temu. 
-Nie powinnaś stać pod drzwiami. - Odrzekł sarkastycznie. 
-A może jakieś przepraszam? - Byłam poirytowana. Jak on może ? Nie dość, że mnie przewrócił, to jeszcze nie przeprosił. Ja kilka dni temu przeprosiłam, nic mu nie powiedziałam gdy na mnie naskoczył. No może ma rację z tym staniem pod drzwiami, ale to nie oznacza, że nie przeprosi. 
-Przepraszam. Zadowolona? - Posłał mi zniecierpliwioną minę. 
-Tak. - Odburknęłam. Zaczęłam wstawać. On nic nie mówiąc odwrócił się i odszedł jak ostatnio. Gdy stałam już na nogach dobiegł mnie głos Jasia. 
-Martyna! Co się stało? - Był zmartwiony. Spojrzał na moją głowę. Pewnie będzie siniak. 
-Stałam przy drzwiach, gdy jakiś palant wychodził. Uderzył mnie w głowę drzwiami. Nie powiem, że słabo. 
-Masz pecha. - Odparł.- Musisz iść do higienistki. Będzie siniak to pewne, ale ona musi to zobaczyć. - Pociągnął mnie za rękę. - Chodź odprowadzę Cię.  
Ruszyłam z Jasiem. Nie puścił mojej ręki, dopóki nie znaleźliśmy się pod gabinetem. Upierał się, że poczeka na mnie. Piguła dała mi tabletkę na ból głowy i zimny okład na siniaka. Zaproponowała mi wrócenie do domu, ale nie bolało mnie aż tak. Wychodząc z gabinetu Jasiek znów złapał mnie za rękę. Zaprowadził mnie pod klasę i przytulił. Miał odejść, gdy zawołałam za nim. 
-Jasiek. Co ty na to, aby odwiedzić Kingę ? 
-Też o tym myślałem, ale nie proponowałem bo może boleć Cię głowa. 
-Spokojnie. - Uśmiechnęłam się. - To jak po lekcjach? 
-Tak. - Odparł. 

Kilka lekcji później. 
Lekcję się skończyły, więc wyszłam na parking. Czekałam na chłopaka. Długi czas się nie zjawiał. Oparłam się o auto i wystawiłam twarz na słońce. Dzień pomimo pory prawie jesiennej był bardzo ciepły. Ból głowy minął, więc spokojnie mogłam jechać do Kingi. 
Długi czas stałam na parkingu, mój wzrok w końcu powędrował na wejście do szkoły. Akurat wychodził z niej Jasiek, w towarzystwie tej blondynki. Odprowadził ją do jej auta i pożegnał uściskiem. Czy on każdą musi przytulać. W środku mi się zagotowało. Gdy podszedł do mnie starałam się tego nie okazywać. 
-Przepraszam, że tak długo musiałaś czekać. - Posłał mi uśmiech. 
-Spoko. Lubię stać w słońcu. - Odparłam oschle. - Otworzył mi drzwi i powoli ruszyliśmy w stronę domu Kini. 
Do domu wpuścił nas jej ojciec i zaprowadził do jej pokoju. 
-Hej. - Przywitałam się z Kingą. Leżała na łóżku. Wyglądała okropnie. Rozchorowała się i dlatego jej nie było. 
-Cześć. - Przytuliłyśmy się. 
-Jak się czujesz? - Zapytał Jasiek. Ona zobaczywszy go rozpromieniła się. 
-Szczerze? Źle. Wszystko mnie boli, bez wyjątku. 
-Spokojnie. Kilka dni i przejdzie. - Uśmiechnęłam się. 
-Ja myślę. - Odwzajemniła uśmiech. - Dłużej tu nie wytrzymam. - Współczułam Kini. Ma cały dom na głowie, a jeszcze ta choroba. 
Posiedzieliśmy u niej jeszcze pół godziny. Była bardzo zdziwiona moimi siniakami. Ale później zaczęliśmy się z tego śmiać. Bardzo szybko zleciał ten czas, ale Kinga potrzebowała odpoczynku, więc musieliśmy się zbierać. Jaś odwiózł mnie do domu. Zaprosiłam go do siebie. Mama miała dziś zostać w pracy do północy. Jak zawsze z resztą, więcej czasu spędzała w firmie niż w domu. Jasiek bez zastanowienia zgodził się. Weszliśmy do domu i postanowiliśmy zrobić razem obiad. Dość długo nam to zajęło. Jaś jest beznadziejnym kucharzem. Większość musiałam robić sama. Mimo to było bardzo wesoło. Gdy wszystko było gotowe zasiedliśmy do konsumowania. Siedząc tak przypomniałam sobie tą dziewczynę, jak ją uściskał. Byłam na niego o to wściekła, a teraz z nim się śmieję. Stałam się smutna, on to od razu zauważył. 
-Ej, Martynka. Co się dzieje? 
-Nic wszystko w porządku.- Skłamałam. 
-Właśnie widzę jak w porządku. - Był zmartwiony. 
-Przypomniałam sobie o czymś. - Nie chciałam mu o tym mówić. 
-O czym? Mogę wiedzieć? 
-Nie. 
Po mojej odmowie nie rozmawialiśmy więcej. Zjedliśmy w ciszy. Musiałam pokazać, że wszystko jest okej, więc odezwałam się pierwsza. 
-Było dobre. Teraz myjesz. - Uśmiechnęłam się. 
-Dlaczego ja? - Zrobił smutną minę. 
-Bo ja robiłam obiad. 
-Ja też. - Zaczął się bronić. 
-Haha. Nooo nie zupełnie. - Odparłam śmiejąc się. 
-To niesprawiedliwe. - Wyglądał teraz jak małe dziecko. 
-No dobrze. - Wpadłam na pomysł. - Ja przygotuję Ci wodę i będę wycierać. Ty myjesz. 
-No dobra. - Poddał się. 
Wstałam od stołu zabierając ze sobą swój talerz. Puściłam wodę, nalałam też trochę płynu, dzięki czemu pojawiła się piana. Chciałam się wycofać, gdy na biodrach poczułam ręce. Zanim się spostrzegłam siedziałam w wodzie. 
-Jasiek!!! Ty debilu. - Krzyczałam. - Znowu? Wymyśl coś nowego. - On śmiał się jak głupi. 
-To wcale nie śmieszne!!! Puść mnie!. - Dalej krzyczałam. 
-Jest i to bardzo. - Powoli uspokajał się. - Ciii. Nie krzycz. 
-To mnie wypuść. - Powiedziałam nieco spokojniej. 
-Za chwilę. - Spojrzał mi w oczy. Widać było u niego radość. Spadł mi kosmyk włosów na twarz, on jednym ruchem założył go za ucho. Ciągle patrząc mi w oczy powoli przybliżał się. Zanim się spostrzegłam jego usta wylądowały na moich wargach. Z początku pocałunek był delikatny, z chwilą coraz łapczywy. Świat zaczął wirować wokół nas. Dalej siedziałam w wodzie, lecz tym razem to mi nie przeszkadzało. Chciałam, aby to trwało wiecznie. 
-Uhmm. - Dobiegł mnie głos. - Przepraszam. Drzwi były otwarte, więc wszedłem. Ale chyba przeszkadzam. - Znałam ten głos. Głos który tak bardzo kochałam przez tyle miesięcy. Moje serce zaczęło mocno bić. Oderwałam się od Jaśka i spojrzałam w stronę gościa. 
-Damian??? 


--- 
No i jest :) 
Po długiej przerwie. Przepraszam ale mam problemy z komputerem i telefonem. Ale spokojnie napisałam już kilka rozdziałów i jeśli będzie możliwość przepiszę je i dodam :) 
Wybaczcie opóźnienia :) 
Mam nadzieje, że spodoba wam się długi rozdział :) 
Komentujcie czy się podoba, lub czy nie :) 

wtorek, 4 sierpnia 2015

Rozdział 16

"Mama zamilkła. Na jej twarzy zaobserwowałam gniew, nie na mnie lecz na ojca. 
-Nie powinnaś tak mówić. Nie tak cię wychowałam, lecz rozumiem twój ból. Tylko to cię usprawiedliwia. - Popatrzyłam w jej oczy, widać było w nich smutek.- Lecz musisz przeprosić tatę i Blankę. 
-Nie. - Krzyknęłam. - Nie po tym wszystkim co nam wyrządzili.
-Dobrze. Przeprosisz gdy będziesz gotowa, lecz musisz to zrobić.- Była nieugięta.- A z twoim ojcem porozmawiam. 
-Nie... to już nie mój ojciec."



Perspektywa Martyny: 

Po skończonej rozmowie, udałam się do swojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic i padłam na łóżko. Niestety, po przeżyciach dzisiejszego dnia za nic nie mogłam zasnąć. Przekręcałam się z boku na bok, ale to nic nie dało.

Kiedy wreszcie ogarnął mnie sen, zaczęły śnić mi się koszmary. Zerwałam się z łóżka. Na zegarku wybiła 3:46.

Kilka godzin później:
 Rano wstałam bardzo niewyspana. Jak na złość bolała mnie też głowa. Czułam się jak wrak człowieka. Niedługo przed 7 do mojego pokoju zaglądnęła mama.
- Hej córciu, widzę, że już nie śpisz- powitała mnie.
- Tak, nie mogłam spać całą noc i teraz w ogóle się źle czuję - odpowiedziałam.
Wyszłam spod kołdry, aby przejrzeć się w lustrze. 
- O nie! - krzyknęłam z żalem - Mamoo!
- Co się stało? - powiedziała ze strachem w głosie.
- Mamo, patrz, co on mi zrobił. Ja nie mogę iść w takim stanie do szkoły! - byłam załamana.
-Hm...- zastanawiała się nad czymś przez chwilę- Jeżeli chcesz możesz dziś zostać w domu, bo i tak źle się czujesz, z tego co mówiłaś. Tak więc nie ma sensu, żebyś się w szkole męczyła.
- Dziękuję!- przytuliłam ją bardzo mocno - Dziękuję.
- No słoneczko, ja muszę lecieć do pracy, bo się spóźnię- powiedziała ze śmiechem, uwalniając się z mojego uścisku.
- Pa,mamo -pocałowałam ją w policzek - Miłego dnia.
Gdy usłyszałam jak zamyka drzwi, przebrałam się w zwykłą koszulkę i spodenki, i zbiegłam po schodach. Skierowałam się do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie. Zdecydowałam się na jajecznicę. Najpierw jednak nalałam sobie soku pomarańczowego do szklanki. Nagle usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Szybko przebiegłam dystans dzielący mnie i mój pokój. Z początku nie wiedziałam gdzie podział się mój telefon,ale trafiłam na niego. Leżał przywalony książkami. Niestety, nie zdążyłam odebrać. To był Jasiek. 
"Ciekawe czego ode mnie chciał"- pomyślałam. Nie zamierzałam oddzwaniać, nie miałam zamiaru opowiadać o tym wszystkim. Gdy już zjadłam śniadanie, postanowiłam oglądnąć jakąś komedie. Chłopak dzwonił do mnie jeszcze kilka razy, ale ja nie byłam gotowa na rozmowę z nim. Po jakiejś godzinie film mnie kompletnie znudził i wzięłam do rąk książkę. Bardzo się wciągnęłam w historię głównej bohaterki, tak bardzo, że nawet nie usłyszałam kiedy wróciła mama. Zapomniałam ugotować obiad dla nas dwóch. Całe pół dnia spędziłam w pokoju. Mówi się trudno, rodzicielka na pewno mnie zrozumie. Zbiegłam na dół, aby się z nią przywitać.
- Ten twój kolega, jak mu tam, chyba Jasiek pytał się o Ciebie - zaczęła.
- Serio? Co mu powiedziałaś? - byłam zaciekawiona.
- Że się źle czujesz, powiedział, że może wpadnie później - odpowiedziała.
- Nie, nie, nie! Mamoo, jakby przyszedł... Powiedz, że śpię. Dobrze? - poprosiłam- Nie chcę żeby mnie widział w takim stanie, rozumiesz?- Powiedziałam, wskazując na swój obity policzek.
Kobieta pokręciła najpierw głową, ale się zgodziła.

Perspektywa Jaśka:


Byłem na serio zaniepokojony. To dziwne, że nie było Martyny w szkole, i jeszcze na dodatek nie odbiera telefonu. A może jej się coś stało?- pomyślałem. Widziałem mamę dziewczyny, ona też była dość "dziwna". Chodzi mi o jej zachowanie, była tajemnicza, jakby trochę wybita z rytmu? Gdy ją spotykałem zawsze wracała do domu z uśmiechem na twarzy. Może ma kłopoty w pracy? Eh, nie mogę się tym tak zamartwiać. Bardziej interesuje mnie Martyna, w sumie to jej mama powiedziała, że źle się czuje. Ale czy to jest prawda? Muszę ją odwiedzić. Pięć minut później stałem pod drzwiami jej domu. Zadzwoniłem dzwonkiem, usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi. Zobaczyłem tam mamę Martyny.

- Dzień dobry- powiedziałem niepewnie, rozglądając się czy gdzieś nie ma dziewczyny.
- Witaj Janku, przepraszam cię, ale Martysia teraz śpi, jeżeli chciałeś ją odwiedzić- odrzekła. Z początku myślałem, że to prawda, ale oczy kobiety mówiły coś innego. No tak, oczy to lustro duszy, w nich widać wszystko. Widocznie Martyna nie chciała się ze mną spotkać. 
- Ah, to ja już pójdę. Do widzenia. - pożegnałem się zrezygnowanym głosem.
- I jeszcze coś - usłyszałem kobiecy głos - Jutro jej też nie będzie w szkole, tak więc na nią nie czekaj.
- Dobrze- odpowiedziałem i skierowałem się w stronę swojego domu.
Teraz to się naprawdę martwię. A co jak jej nie ma w ogóle w domu? Może ktoś ją porwał? Moją głowę zasnuwały same czarne scenariusze. Kingi też nie było dziś w szkole, cholera, a jak Marcin je dorwał w swoje ręce? Koniec, te myśli mnie wykończą, wszystko jest dobrze. Przez resztę dnia nie mogłem się na niczym skupić, byłem strasznie rozkojarzony.


Następnego dnia



Perspektywa Martyny:


Czułam się źle, oszukując Jasia, ale nie mogłam. On to zrozumie, ja to wiem. Tak jak powiedziała mama zostałam w domu. Dzisiaj ugotowałam na obiad zupę pomidorową, po czym wróciłam do lektury książki. Na szczęście moja opuchlizna na policzku zmalała, ale ślad nadal był widoczny. Postanowiłam, że nie będę siedzieć cały tydzień w swoim pokoju. Mam zamiar iść jutro do szkoły, ale tak, żeby zrobić małą niespodziankę Jaśkowi. Tylko będę musiała coś zrobić z tym siniakiem. Spakowałam wszystkie książki i zeszyty, a potem powiedziałam mamie o tym co planowałam. Nie spotkałam się z jej odmową. Nawet sama zaproponowała, że pomoże mi jutro zakryć fioletowy ślad na policzku.


Nazajutrz rano:

Wstałam wypoczęta. Ubrałam się, zjadłam śniadanie i poszłam do mojej mamy. Zrobiła mi bardzo profesjonalny makijaż, taki, że nie było widać najmniejszego śladu po uderzeniu.
- Dziękuję mamuś- ucałowałam ją w policzek- Muszę już lecieć.
- Miłego dnia- powiedziała mama, a ja wyszłam z domu. Postanowiłam się przejść, do szkoły nie miałam aż tak daleko, a pogoda sprzyjała. W szkole jakoś nikt nie przejmował się tym, że wróciłam. Nie spotkałam się jeszcze ani z Jaśkiem, ani z Kinią. Na pierwszych dwóch lekcjach miałam WF. Tak, lubię ćwiczyć i to robiłam. Moim zdaniem, branie zwolnień z tych zajęć było czystą głupotą. Dzisiaj graliśmy w siatkówkę, tego mi brakowało. Gdy już zakończyliśmy, poszłam się przebrać do szatni. Wychodząc z niej, zobaczyłam chłopaka. Ucieszyłam się, gdy okazało się, że on mnie również dostrzegł. 
- Hej mordko - powiedział. Brakowało mi jego głosu.
- Cześć- przywitałam się z uśmiechem, wtedy on podszedł bliżej i mnie przytulił, jednocześnie ja otarłam się policzkiem o jego ramię. Syknęłam. 
- Co jest?- usłyszałam zatroskany głos Jaśka.
- Nie, nie. Nic.- czułam, że on za chwilę się wszystkiego dowie. No i wykrakałam, pięknie!
- Co ty masz na policzku, do jasnej cholery!?- krzyknął.
- To tylko siniak. Jasiek, spokojnie. - próbowałam go uspokoić.
- Ja mam być spokojny?! Jak, powiedz mi jak?!- nadal podnosił głos.
Nie wytrzymałam tego, nie lubię jak ktoś na mnie krzyczy, po prostu jestem zbyt wrażliwa. Do moich oczu napłynęły łzy. Popatrzyłam do góry na chłopaka i uciekłam. Ciężko mi było przepychać się przez tłum, ale udało się jakoś. Dotarłam na schody prowadzące do biblioteki. Teraz to już ryczałam jak bóbr. Po chwili poczułam kogoś obecność, niestety obraz był zamazany przez rzekę łez.
- Przepraszam - to był Jaś - Nie chciałem żebyś płakała.
- To nie twoja wina - powiedziałam.
- No to teraz opowiesz mi jakim cudem to coś jest na twoim policzku? - zapytał, obejmując mnie ramieniem. Opowiedziałam mu całą historię ze wszystkimi szczegółami i po tym poczułam się o wiele lżej. Wtuliłam się w niego mocniej i siedzieliśmy tak do czasu, aż nie zadzwonił dzwonek na kolejną lekcję.




--------------------
No i mamy nowy rozdział! :>
Dziś pisany przeze mnie ( to mój drugi rozdział)
Mam nadzieję, że się podoba :)
Komentujcie i piszcie co myślicie :)
Zapraszam na aska :)
Miłego czytania ;*
Aga :>