Rozdział 20.
-Z kim idziesz i dokąd?
Wywróciłam oczami. Chciałam wyjść, ale nie powiem z kim się spotkam więc skłamałam.
-Do parku. Wychodzę z kolegą. - Nie za bardzo go przekonałam, więc dodałam.- Z Jaśkiem. Tym co mi pomógł, gdy złamałam nogę. Mogę już iść?- Byłam zniecierpliwiona.
-Dobra. Idź. Miłego spotkania.- Podszedł do mnie. Chciał mnie uścisnąć, ale ja szybko wybiegłam z domu. Złapałam jeszcze kurtkę i pognałam w umówione miejsce.
Wywróciłam oczami. Chciałam wyjść, ale nie powiem z kim się spotkam więc skłamałam.
-Do parku. Wychodzę z kolegą. - Nie za bardzo go przekonałam, więc dodałam.- Z Jaśkiem. Tym co mi pomógł, gdy złamałam nogę. Mogę już iść?- Byłam zniecierpliwiona.
-Dobra. Idź. Miłego spotkania.- Podszedł do mnie. Chciał mnie uścisnąć, ale ja szybko wybiegłam z domu. Złapałam jeszcze kurtkę i pognałam w umówione miejsce.
Gdy wyszłam z domu była 15:55. Do parku mam niedaleko,około 5/7 minut drogi. Postanowiłam, że nie będę się śpieszyć, wręcz będę szła ślimaczym tempem. Niech sobie na mnie poczeka, tak jak ja czekałam na niego tyle miesięcy. Weszłam w środek parku, zbliżałam się do naszego miejsca spotkania. Już z daleka zauważyłam Damiana siedzącego na ławce. Spojrzałam na zegarek. 16:06. Postanowiłam stanąć za drzewem i chwilkę poczekać. Wiem wiem głupie to, ale niech poczeka. Denerwowałam się całym spotkaniem, ale nie mogłam po sobie tego pokazać. Postanowiłam być obojętna i sucha. Dobra koniec tego stania w miejscu. Wzięłam kilka głębszych oddechów i ruszyłam pewnym krokiem. Damian od razu mnie zauważył, wbił we mnie wzrok. Był zdziwiony, lecz próbował to zamaskować uśmiechem.
-Wow... Wyglądasz ślicznie. - Powiedział.
-Chyba zresztą jak zawsze. - Odparłam z ironią. Nie wiem czy dam radę być obojętna, ale będę się starać.
-To chyba jest wiadome. - Zignorował moją ironie i wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Co słychać? - Zapytał jak niby nic, tak jakby nie było tych sześciu miesięcy rozłąki, jakby nie było pocałunku z Jaśkiem...
-Dobrze. Trochę się pozmieniało, ale dobrze. - Usiadłam koło niego, lecz w pewnej odległości. - A u Ciebie?
-Dobrze. Właśnie zaczynam wszystko od nowa.- Powiedział to dość ciekawym tonem. Nie chciałam się dopytywać. Mógłby pomyśleć, że po tym wszystkim dalej mi zależy. Ale czy w ogóle mi właśnie na nim zależy?
Kilka godzin wcześniej.
Perspektywa Jasia.
Wyszedłem od Martyny wściekły, i załamany. Jak może przekreślić te wszystkie dni spędzone razem, dla tego lalusia? Ale sporo właśnie tego chce, odwalę się od niej. Może później zrozumie to wszystko. Wsiadłem do auta i ruszyłem. Nie chciałem wracać od razu do domu. Postanowiłem pojeździć za miastem, szybka jazda zawsze mnie uspokaja, ale w mieście tego nie mogę robić. Chciałem jak najszybciej znaleźć się na obrzeżach. Na liczniku miałem 100 km/h. Nie przejmowałem się niczym, tylko drogą. Postanowiłem jeszcze przyśpieszyć, gdy przed maską nie wiem skąd znalazł się jeleń. Nie chciałem uderzyć w zwierze, zacząłem hamować. Nie dałem rady, miałem zbyt dużą prędkość... Wjechałem w biedne zwierze. Sądziłem, że siła uderzenia go zabije, lecz ono bez najmniejszego wysiłku wstało i pobiegło do lasu. Jak to możliwe? Wyszedłem z auta, ocenić straty. Cała maska była rozwalona, a temu nieszczęsnemu jeleniowi nic się nie stało. Cud? Czy mocne kości? Potarłem ręką o twarz. Poczułem coś mokrego i lepkiego. Spojrzałem na rękę, była w krwi. Zajrzałem do lusterka. W czasie wypadku uderzyłem o kierownicę, sądziłem że lekko. Niestety po mojej twarzy tak nie wyglądało. Na czole miałem siniaka, z nosa i łuku brwiowego leciała krew. Wyciąłem z bagażnika apteczkę. Zakleiłem plastrem rozcięcie i zatamowałem krew. Po chwili było dobrze. Wyjąłem telefon i wybrałem numer do Mateusza.
-Hej stary. - Odezwałem się.
-No siema. Co tam?
-Potrzebuję twojej pomocy. - Zacząłem spokojnie.
-Jakiej?- Był zdziwiony.
-Miałem małe zderzenie na obrzeżach miasta, wjechałem w jelenia. Mam rozbitą całą maskę samochodu, nie mogę nim jechać. Przyjechałbyś po mnie?
-Pewnie. Zaraz będę. - Słyszałem jak łapie kluczyki.
Po 15 minutach czekania Mateusz się zjawił. Między czasie zadzwoniłem po pomoc drogową. Zjawili się zaraz po Matim. Chłopak był zdziwiony stanem auta jak i mojej twarzy.
- No no chłopie nieźle wjechałeś. - Zaczął się rozglądać. - A gdzie ten jeleń?
-Uciekł. Rozumiesz? - Na jego twarzy malowało się zdziwienie jak i wesołość. - Po uderzeniu, wstał jakby nigdy nic i uciekł do lasu.
-Ale wcześniej chyba obił ci mordę. - Pokazał na moją twarz i wybuch śmiechem. Posłałem mu groźne spojrzenie, na co zmniejszył radość. - No sorry, ale z taką twarzą to nie wyrwiesz dziewczyny przez jakiś czas.
-I tak nie mam humoru na dziewczyny. - On posłał mi ciekawe spojrzenie.
-Ty i brak ochoty na dziewczyny... Jeden z najbardziej flirtujących chłopaków w szkole i brak ochoty... - Był zdziwiony.
-Ja z nimi nie flirtuję... Zrozumcie to w końcu wszyscy. - Warknąłem i odwróciłem się w stronę pomocy drogowej. Gdy wszystko było uzgodnione, zająłem miejsce koło Mateusza w aucie.
-O co ci chodzi stary o " ja z nikim nie flirtuję " ? - Zapytał.
Zastanawiałem się czy opowiedzieć mu o wszystkim. Jakby nie było dosyć się zaprzyjaźniłem z Marcinem. Potrzebowałem wyrzucenia wszystkiego ze siebie. Opowiedziałem mu wszystko, o pocałunku z Martyną aż po wypadek.
-Zależy ci na niej. - Podsumował.
-Co? - Byłem zaskoczony jego słowami.
-Zależy Ci na Martynie.- Powtórzył.- Inaczej nie wkurzyłbyś się tak. Zabolało cię, że on się zjawia i wszystko psuje. - Może miał rację. Lecz nie chciałem dopuszczać to do siebie. Nie teraz, nie w tym momencie, kiedy nic dla niej nie znaczę. To zwykłe zauroczenie, pewnie zaraz wszystko minie.
-Przestań pieprzyć głupoty. - Warknąłem. On spojrzał na mnie z litością.
Jechaliśmy dalej w milczeniu. Gdy dojechaliśmy, odezwałem się.
-Dzięki za pomoc. - Uścisnąłem mu dłoń.
-Zawsze do usług, ty rajdowco . - Uśmiechnął się.
Wysiadłem z auta i udałem się do domu. Mama siedziała w kuchni, piła herbatę i czytała jakieś czasopisma. Zawsze tak robi, gdy się denerwuje.
-Boże Jasiek, gdzie ty byłeś? - Szykował się wykład.
-Miałem mały wypadek. - Odparłem obojętnym tonem.
-Widzę. Ale co się stało? - Zaczyna panikować, jak zawsze.
- Wjechałem w jelenia i rozwaliłem auto. - Spojrzała na moją twarz. Pośpieszyłem z wyjaśnieniami. - A twarz mam taką bo uderzyłem się o kierownicę.
-Musimy jechać na pogotowie. A co jeśli masz wstrząs mózgu? - Cała mama. Co by się nie stało, ona panikuje.
-Nie trzeba. Nic mi nie jest. Nie histeryzuj. - Ominąłem ją i wszedłem po schodach na górę, do łazienki. Wołała coś za mną, ale zignorowałem to.
Wziąłem szybki prysznic i poszedłem spać. Tylko o tym marzyłem po dzisiejszym dniu.
Następny dzień.
Nie chciało mi się zbytnio iść do szkoły. Postanowiłem pospać do południa. Obudził mnie dzwonek telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz. Dzwoniła Kinga.
-Hallo? - Odezwałem się zaspanym głosem.
-Jasiek? - Jej głos drżał. Usłyszawszy to od razu się ocknąłem.
-Kinga co się dzieje?
-Marcin... On wysłał mi list... - Przerywała. Była bardzo zdenerwowana.
-Poczekaj uspokój się. Za 10 minut będę u Ciebie. - Zacząłem ją uspokajać.
-Dobrze. - Rozłączyła się.
Wyskoczyłem z łóżka, pobiegłem do szafy. Wyjąłem pierwszą lepszą koszulę i spodnie od dresów. Od razu zbiegłem na dół. Zacząłem szukać kluczyków do auta. No tak... Przecież jest zepsute. Wpadłem na pomysł.
-Mamoo.- Krzyknąłem.
-Co synku? - Synku... przecież nie jestem małym chłopcem. Byłem zbyt zdenerwowany, żeby jej o tym przypomnieć.
-Mogę pożyczyć auto? Koleżanka mnie potrzebuje. - Zrobiłem minę zbitego pieska.
-Nooo nie wiem. - Wahała się.
-Proszę. To ważne.
-No dobrze. Ale uważaj. - Zgodziła się.
-Dzięki.- Rzuciłem jej i pobiegłem po kluczyki. Po kilku sekundach już biegłem do samochodu.
Jak mówiłem Kindze, po 10 minutach stałem pod jej drzwiami. Otworzyła mi cała zapłakana. Wszedłem i mocno ją przytuliłem. Wiedziałem, że właśnie tego teraz potrzebuje.
-Ciii. Jestem przy tobie. - Głaskałem ją po włosach ,a ona wtuliła twarz w moją szyję. - Pokażesz mi ten list? - Zapytałem, gdy nieco się uspokoiła. Ona bez słowa podała mi list.
-Hej stary. - Odezwałem się.
-No siema. Co tam?
-Potrzebuję twojej pomocy. - Zacząłem spokojnie.
-Jakiej?- Był zdziwiony.
-Miałem małe zderzenie na obrzeżach miasta, wjechałem w jelenia. Mam rozbitą całą maskę samochodu, nie mogę nim jechać. Przyjechałbyś po mnie?
-Pewnie. Zaraz będę. - Słyszałem jak łapie kluczyki.
Po 15 minutach czekania Mateusz się zjawił. Między czasie zadzwoniłem po pomoc drogową. Zjawili się zaraz po Matim. Chłopak był zdziwiony stanem auta jak i mojej twarzy.
- No no chłopie nieźle wjechałeś. - Zaczął się rozglądać. - A gdzie ten jeleń?
-Uciekł. Rozumiesz? - Na jego twarzy malowało się zdziwienie jak i wesołość. - Po uderzeniu, wstał jakby nigdy nic i uciekł do lasu.
-Ale wcześniej chyba obił ci mordę. - Pokazał na moją twarz i wybuch śmiechem. Posłałem mu groźne spojrzenie, na co zmniejszył radość. - No sorry, ale z taką twarzą to nie wyrwiesz dziewczyny przez jakiś czas.
-I tak nie mam humoru na dziewczyny. - On posłał mi ciekawe spojrzenie.
-Ty i brak ochoty na dziewczyny... Jeden z najbardziej flirtujących chłopaków w szkole i brak ochoty... - Był zdziwiony.
-Ja z nimi nie flirtuję... Zrozumcie to w końcu wszyscy. - Warknąłem i odwróciłem się w stronę pomocy drogowej. Gdy wszystko było uzgodnione, zająłem miejsce koło Mateusza w aucie.
-O co ci chodzi stary o " ja z nikim nie flirtuję " ? - Zapytał.
Zastanawiałem się czy opowiedzieć mu o wszystkim. Jakby nie było dosyć się zaprzyjaźniłem z Marcinem. Potrzebowałem wyrzucenia wszystkiego ze siebie. Opowiedziałem mu wszystko, o pocałunku z Martyną aż po wypadek.
-Zależy ci na niej. - Podsumował.
-Co? - Byłem zaskoczony jego słowami.
-Zależy Ci na Martynie.- Powtórzył.- Inaczej nie wkurzyłbyś się tak. Zabolało cię, że on się zjawia i wszystko psuje. - Może miał rację. Lecz nie chciałem dopuszczać to do siebie. Nie teraz, nie w tym momencie, kiedy nic dla niej nie znaczę. To zwykłe zauroczenie, pewnie zaraz wszystko minie.
-Przestań pieprzyć głupoty. - Warknąłem. On spojrzał na mnie z litością.
Jechaliśmy dalej w milczeniu. Gdy dojechaliśmy, odezwałem się.
-Dzięki za pomoc. - Uścisnąłem mu dłoń.
-Zawsze do usług, ty rajdowco . - Uśmiechnął się.
Wysiadłem z auta i udałem się do domu. Mama siedziała w kuchni, piła herbatę i czytała jakieś czasopisma. Zawsze tak robi, gdy się denerwuje.
-Boże Jasiek, gdzie ty byłeś? - Szykował się wykład.
-Miałem mały wypadek. - Odparłem obojętnym tonem.
-Widzę. Ale co się stało? - Zaczyna panikować, jak zawsze.
- Wjechałem w jelenia i rozwaliłem auto. - Spojrzała na moją twarz. Pośpieszyłem z wyjaśnieniami. - A twarz mam taką bo uderzyłem się o kierownicę.
-Musimy jechać na pogotowie. A co jeśli masz wstrząs mózgu? - Cała mama. Co by się nie stało, ona panikuje.
-Nie trzeba. Nic mi nie jest. Nie histeryzuj. - Ominąłem ją i wszedłem po schodach na górę, do łazienki. Wołała coś za mną, ale zignorowałem to.
Wziąłem szybki prysznic i poszedłem spać. Tylko o tym marzyłem po dzisiejszym dniu.
Następny dzień.
Nie chciało mi się zbytnio iść do szkoły. Postanowiłem pospać do południa. Obudził mnie dzwonek telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz. Dzwoniła Kinga.
-Hallo? - Odezwałem się zaspanym głosem.
-Jasiek? - Jej głos drżał. Usłyszawszy to od razu się ocknąłem.
-Kinga co się dzieje?
-Marcin... On wysłał mi list... - Przerywała. Była bardzo zdenerwowana.
-Poczekaj uspokój się. Za 10 minut będę u Ciebie. - Zacząłem ją uspokajać.
-Dobrze. - Rozłączyła się.
Wyskoczyłem z łóżka, pobiegłem do szafy. Wyjąłem pierwszą lepszą koszulę i spodnie od dresów. Od razu zbiegłem na dół. Zacząłem szukać kluczyków do auta. No tak... Przecież jest zepsute. Wpadłem na pomysł.
-Mamoo.- Krzyknąłem.
-Co synku? - Synku... przecież nie jestem małym chłopcem. Byłem zbyt zdenerwowany, żeby jej o tym przypomnieć.
-Mogę pożyczyć auto? Koleżanka mnie potrzebuje. - Zrobiłem minę zbitego pieska.
-Nooo nie wiem. - Wahała się.
-Proszę. To ważne.
-No dobrze. Ale uważaj. - Zgodziła się.
-Dzięki.- Rzuciłem jej i pobiegłem po kluczyki. Po kilku sekundach już biegłem do samochodu.
Jak mówiłem Kindze, po 10 minutach stałem pod jej drzwiami. Otworzyła mi cała zapłakana. Wszedłem i mocno ją przytuliłem. Wiedziałem, że właśnie tego teraz potrzebuje.
-Ciii. Jestem przy tobie. - Głaskałem ją po włosach ,a ona wtuliła twarz w moją szyję. - Pokażesz mi ten list? - Zapytałem, gdy nieco się uspokoiła. Ona bez słowa podała mi list.
Ty mała zdziro, sądzisz że jak będziesz miała
ochronę to cię nie dopadnę?
To się mylisz.
Obserwuję cię dniem i nocą. Wszystko wiem
co się dzieje...
Wszystko.
Byłem wściekły. Jak ten pojeb, może coś takiego jej wysyłać?
-Jedziemy na policję. - Powiedziałem poważnym głosem. - Jak się czujesz? Dasz radę jechać?
-Jasiek... nie. On nas obserwuje.- Załkała.
-Chce nas tylko przestraszyć. Koniec z nim. Ubieraj się jedziemy. - Ona niepewnie popatrzyła się przez okno.
-Zaufaj mi. Nic ci nie będzie. Jestem przy tobie. - Powiedziałem i przytuliłem ją mocno.
-Dobrze. - Odparła niepewnie.
Godzinę później.
Kinga złożyła zawiadomienie o nękaniu na policji. Obiecali działać od początku, ale wszyscy wiemy jaka jest policja. Chciałem ją odwieźć do domu, lecz ona się nie zgodziła. Zadzwoniła do ojca, że nie wróci do 17. On niezbyt był zadowolony. Kinga w końcu jest chora, a jej rodzeństwem musi ktoś się zająć. Ona jednak postawiła na swoim. Postanowiliśmy iść do parku. Tam jest najciszej i najbezpieczniej. Szliśmy dróżką, gdy Kinga nagle krzyknęła.
-Boże Jasiek. - Wystraszyłem się. - Co ci się stało z twarzą? - Myślałem, że wybuchnę śmiechem. Jej mina była bezcenna. Cały dzień jest ze mną, a dopiero teraz to zauważyła.
-Spostrzegawcza jesteś. - Nie wytrzymałem i wybuchłem śmiechem.
-Co się stało? - Zapytała, lekceważąc mój śmiech. Opowiedziałem jej o wypadku, zastanawiałem się czy powiedzieć jej o kłótni z Martyną, gdy właśnie ją zobaczyłem. Wyglądała całkowicie inaczej. Siedziała z Damianem, rozmawiali ze sobą.
-Spójrz, to Martyna. - Odezwała się Kinia. - Ale jakaś taka, jak nie nasza Martyna.
-Widzę. - Odparłem ciągle wpatrując się w Martynę.
-Choć pójdziemy do niej. - Zaczęła kierować się w stronę dziewczyny.
-Nie... Kinga muszę Ci coś powiedzieć. Chodźmy stąd póki nas nie zobaczyła.
-Co? Nie rozumiem. - Była zdezorientowana.
-Pokłóciłem się z Martyną. - Odparłem. Choć, opowiem ci.
---
Kolejny rozdzialik :)
Późno dodany :/ Wybaczcie, ale nie miałam głowy do rozdziału :/
To już 20 *.*
Dziękuję Tym którzy dalej to czytają <3 Nie zapominajcie o komentarzach :)
Miłego czytania :D
Super! Czekam na nexta
OdpowiedzUsuńHey, bardzo podoba mi się twoje ff przeczytałam czele w 3h. Pomijając małe błędy jest spoko. Szkoda ze Martysia ma takie ciężkie życie,Janek mógłby spiac dupe i jej pomuc. Kinia ma tez ciezki zywot. Twoje ff dalo mi wiele emocji, ryczałam, smialam sie i cieszylam. Czasem bylam zla i smutna. Pisz dalej, fajnie jakby rozdziały były dłuższe. Pozdrawiam i czekam na nexta, Rozalii.
OdpowiedzUsuńPs: jeśli masz chcesz i czas możesz wpaść do mnie:
http://words-hurt-most.blogspot.com
Dziękuję :)
UsuńZ chęcią zajrzę na twojego bloga <3
Super =D
OdpowiedzUsuńNajbardziej jest mi szkoda tego jelonka... bidula =(
Ciekaw czy Martyna wróci do Damian ??
Czekam na kolejny rozdział =D