piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział 19.


Wstałam i wbiegłam po schodach do łazienki. Bez zastanowienia wpadłam do kabiny i odkręciłam wodę. Nie ważne, że stałam w ubraniach. Ważne, że to uśmierza mój ból. W tym tygodniu płakałam przez trzech najważniejszych dla mnie mężczyzn. Tata, Damian, Jaś... Tylko trzej marni mężczyźni, a zmienili moje życie. Wyszłam z kabiny i skierowałam się cała mokra do pokoju. Walić bałagan, walić mężczyzn, walić życie. 

Przez pewien czas miałam głupie pomysły... Walić życie... Czemu właśnie w tej chwili z nim nie skończyć ? Poco mam czekać, aż umrę z starości, choroby lub wypadku? Mogę to zakończyć sama. Dlaczego mam się męczyć w takim trudnym świecie? Rozważałam to przez bardzo długi czas... Nie byłam tego pewna, ale postanowiłam spróbować. Muszę tylko wybrać sposób... Podciąć sobie żyły? Nie... to boli, a nie lubię bólu... Może skoczyć z okna? Nie... to za nisko. Mogłabym tylko sobie coś połamać. Albo skoczyć z mostu do wody? Też nie. Najbliższa rzeka z mostem znajduje się 4 km od mojego domu. A może powiesić się? Ale tu nie mam takiego miejsca... Jeszcze jest jeden sposób... Lekarstwa. To wcale nie boli... Odpływasz w sen, wszystko zdaje się takie spokojne... Wyszłam z pokoju i skierowałam się do półki z lekami. Hmm paracetamol... Leki nasenne mamy. To chyba będzie dobre. Zabrałam je ze sobą do pokoju. Ale nie chcę tak zwyczajnie umrzeć... Chcę też powspominać, chcę przypomnieć sobie te dni kiedy byłam szczęśliwa. Wyjęłam albumy ze zdjęciami. Zaczęłam oglądać jedno po drugim. Na większości znajdowałam się z rodzicami. Wtedy było tak dobrze. Mama nie pracowała, zajmowała się mną. Tata zawsze się uśmiechał, nie było mowy o rozwodzie... kochał nas. Zbliżałam się do końca albumu. Na kilku z ostatnich była też Julka i Damian. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Czy tego właśnie chcę? Końca? Przecież miałam szczęśliwe dzieciństwo. Ale muszę to zrobić. Podniosłam album, gdy wysunęło się jakieś zdjęcie. Spadło na podłogę. Spojrzałam na nie, zaczęłam mocno płakać. Na fotografii była moja babcia. Bardzo ją kochałam, gdy miałam 12 lat zmarła na raka płuc. Przed śmiercią obiecała mi, że będzie mi pomagać w bardzo trudnych wyborach, cokolwiek miało się stać ona będzie przy mnie. Na zdjęciu miała wesołą twarz, ściskała mnie. Pamiętam ten dzień, miałam 10 lat. Byłam u niej na wakacjach. Uciekł nam wtedy pies, Rufus. Zaczęłam za nim płakać, lecz ona powiedziała, abym nie wylewała łez, każde złe chwile mijają, a trzeba żyć dalej. Posłuchałam jej. Wiedziałam dlaczego właśnie teraz to zdjęcie wypadło. Wstałam z podłogi, zebrałam leki i zaniosłam je powrotem na półkę. 
-Dziękuję babciu.- Szepnęłam. Wiedziałam, że mnie słyszy, pilnuje mnie i pomaga. 
Wróciłam do pokoju, sprzątnęłam bajzel i położyłam się spać. Nie mam zamiaru kończyć życia. Ale muszę się zmienić. Nie będę już taką Martynką... Nie będę!!!

Następny dzień.
Wstałam o 7:00. Gdy budzik zadzwonił bez problemu wstałam. Skierowałam się do szafy. Wybrałam czarne jeansy i miętową koszulę. Wbiegłam do łazienki. Postanowiłam zrobić tym razem mocny makijaż. Będę inną Martyną. Bardziej pewną siebie. Siniak z policzka prawie zniknął. Przykryłam go lekką ilością fluidu, tak jakby co. Postanowiłam dziś użyć eyeliner. Nie za bardzo umiałam zrobić idealną kreskę, lecz po wielu próbach udało mi się. Gdy skończyłam byłam zdziwiona swoim efektem. Przed wyjściem włożyłam skórzaną czarną kurtkę i ruszyłam na przystanek. Do szkoły pojechałam autobusem. Chciałam uniknąć spotkania z Jaśkiem. Jak sądzę będzie miał urażoną dumę, przez jakiś czas. Sam się do mnie nie odezwie, więc sprawę mam ułatwioną. Nigdy nie lubiłam jechać autobusem, nawet na małych odległościach. Nie miałam choroby lokomocyjnej, po prostu nie lubię tłoku, dużej ilości ludzi. Zasiadłam miejsce najbliżej drzwi, aby szybko się wydostać z tej puszki. Jechałam w milczeniu, przyglądając się widokowi za oknem. Autobus zatrzymywał się na każdym przystanku. Nie zwracałam uwagi na ludzi wsiadających lub wysiadających. Nie obchodziło mnie to zbytnio. Nikt nie usiadł przy mnie, aż do jednego z przystanków. 
-Wolne?- Zapytał się jakiś chłopak. Gdzieś słyszałam ten głos, lecz nie patrząc się na niego odparłam.
-Tak. 
-Dzięki.-Usiadł.-Martyna tak? - Zapytał z dziwnym tonem. Odwróciłam się w jego stronę. To znowu ten chłopak, na którego wpadłam. 
-Nooo. A ty to??? - Odparłam z obojętnym tonem. 
-Kamil. Dla przyjaciół Kali. - Uśmiechnął się lekko. 
-Ahaaa. Spoko.- Byłam zbyt zmęczona ostatnimi sytuacjami na zapoznania. Zresztą za każdym razem spotkania z nim, źle się kończyły. 
-Coś się stało? - Chciał się dowiedzieć.- W szkole wyglądasz na bardziej rozmowną. 
-Mam problemy. Nie twój zasrany interes.- Warknęłam. 
-Spokojnie dziewczyno. Każdy je ma. - Odparł z pogardą. 
Założyłam słuchawki dając mu do zrozumienia, że nie mam ochoty na rozmowę. A szczególnie z nim. Wpatrzyłam się w okno, wsłuchując w nową piosenkę Pajujo "Tańcz". W pewnym sensie opowiadała o moim życiu. Siedziałam wsłuchując się w słowa piosenki, gdy Kamil coś powiedział. Nie zapytałam co chciał, znieważyłam to. 
-"Nie łam się mała, nie pierwszy nie ostatni, co cię nie zabije, to tylko cię wzmocni" - Chłopak wypowiedział kawałek tekstu. Sądziłam że się przesłyszałam. 
-Co powiedziałeś? - Widział zdziwienie na mojej twarzy. 
-To co słyszałaś.- Uśmiechnął się. Dalej byłam zdziwiona. Skąd on może to znać? Nie wygląda na takiego co słucha tego zespołu.- Moja siostra ma fioła na punkcie tej piosenki. Znam już to na pamięć.
-Ale dlaczego akurat ten fragment przytoczyłeś? 
-Sądzę, że najbardziej pasuje do twojego humoru. - Wytłumaczył. Miał rację chociaż nie wiedziałam dlaczego. - Musimy wychodzić, śpieszę się. Nara. - Powiedział i wyszedł. 
" Co mnie nie zabije, to tylko cię wzmocni" ten fragment wzięłam sobie do serca. To tylko mnie wzmocni. Weszłam do szkoły z podniesioną głową, pewnym krokiem. Jak nie ja. Koniec z niewinną, płaczliwą Martyną. Skierowałam się w stronę klasy chemicznej. Z tego co wiedziałam Jasiek ma lekcję obok, lecz nie zauważyłam go. 
-Martyna to ty? - Dziewczyny stojące przed drzwiami przestały rozmawiać. Wpatrywały się we mnie jakbym była z innej planety. 
-Dlaczego miałby to być ktoś inny? - Zapytałam.
-No nie wiem... Po prostu jesteś jakaś inna... Zmieniłaś swój image. Wyglądasz jakoś...
-Pewniej. - Dokończyłam.- Każda kobieta musi coś zmienić w sobie.- Uśmiechnęłam się.- Kula (nauczycielka chemii) już weszła? -Zapytałam zmieniając temat.
-Nie jeszcze nie.- Zdziwienie dziewczyn powoli mijało.
Stanęłam trzy kroki od grupki dziewczyn, wyciągnęłam telefon. Jasiek nie odzywał się od wczoraj. Ale co ja oczekuję? Że po tym jak mu wygarnęłam napisze lub zadzwoni? Przecież jestem na niego wściekła, powinnam go unikać. Zamyśliłam się o tym, gdy rozległ się dźwięk mojego telefonu. Serce zabiło mi mocniej. Nieznany numer.
-Hej. Martyna?- rozległ się dźwięk po drugiej stronie.  
-Tak? Kto mówi? 
-Damian.- Moje serce teraz chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. - Nie wiem czy powinienem do ciebie dzwonić, ale... Nie spotkałabyś się ze mną? 
-Kiedy? - Zapytałam.
-Może dziś? Jeśli masz czas.-Odparł pośpiesznie.
-Okej. -Odparłam obojętnie.- Gdzie i o której.? 
-W parku o 16? W tym naszym miejscu.- Odparł po chwili zastanowienia.- Pamiętasz go jeszcze? 
-Tak.- Byłam zdziwiona.-Do 16. Pa.
-Paa.- Rozłączył się. 
Nasze miejsce... Park był bardzo częstym miejscem spotkań zakochanych, lecz naszym prawie najczęstszym. To tam pierwszy raz się pocałowaliśmy, tam wszystko się zaczęło jak i skończyło. To było miejsce radości jak i smutku. A teraz ? co miało się tam rodzić? radość czy smutek? Tego pewnie dowiem się później.  

Kilka godzin później. 
Ze szkoły wyszłam o 14:35. Od razu skierowałam się na przystanek. Chcę wrócić do domu, wziąć prysznic po w-f'ie i przebrać się. Denerwowałam się spotkaniem z Damianem. Czy to jest randka? Jak mam się ubrać? Zamysłem weszłam do autobusu. Siadłam w tym samym miejscu co rano. Droga minęła mi szybko, pierwszy raz od dawna nie przeszkadzała mi jazda autobusem. Wysiadłam z pojazdu i ruszyłam do domu. 
Otworzyłam drzwi, nie były zamknięte. Zdziwiłam się, czyżbym zapomniała je zamknąć, gdy wychodziłam do szkoły? Sądziłam, że były zamknięte. Weszłam do środka, usłyszałam jakąś rozmowę w kuchni. Dobiegł mnie fragment rozmowy. 
-I po co tu przyszedłeś? Chcesz, aby Martyna się wściekła? Ona i tak ostatnie spotkanie bardzo przeżyła. - Mama zdawała się być zmartwiona. Zdziwiłam się, że w ogóle jest w domu.- A na dodatek przywiozłeś Bartka. - Domyśliłam się o co mamie chodzi. Miałyśmy gościa. Ojciec przyjechał z swoim synkiem. Byłam wściekła, chciałam wejść do pokoju nie zauważona, ale nie miałam zbytnio jak. Aby dostać się na piętro muszę przejść przez salon, a w kuchni widać salon bardzo dobrze. 
-Chcę porozmawiać z Martynką.-Martynką... teraz mówi Martynka...- Chcę przekonać ją, że ona jest moją najukochańszą córeczką. - Byłam wściekła, wszystko się we mnie zagotowało. Nie wytrzymałam i weszłam do kuchni.
-I aby to udowodnić, zabrałeś ze sobą tego...-Urwałam.-to dziecko. - Poprawiłam. Nie chciałam obrażać dziecka przy mamie. Była by zła, nie zrozumiałaby... 
-Martyna... - Mama spojrzała na mnie surowym okiem. 
-No co? Co ty byś zrobiła widząc ich oboje w naszym domu? Jeszcze brakuje tej Blanki. - Kipiałam cała ze złości. 
-Wszystko w swoim czasie.- Powiedział spokojnie tata. - Poznaj, to Bartek. - Pokazał ręką na dziecko w wózku. Nawet nie zerkając na nie odwróciłam się. 
-Martyna, poczekaj porozmawiajmy. - Krzyknął za mną ojciec. 
-Nie mamy o czym rozmawiać. Wystarczy mi jeden siniak na policzku. 
-Sama się o to wtedy prosiłaś.-Wypowiedział to cicho, ale pewnie. 
Spojrzałam na mamę, nie chciała się w to wtrącać, ale jej mina pokazywała, abym go za to przeprosiła. Ja stałam nieugięta. Przewróciłam tylko oczami. 
-Zmieniłaś się Martynko... - Dobiegł mnie głos ojca.- Z charakteru, jak i z wyglądu.- Wskazał na moje ciuchy i makijaż. 
-Dorosłam... Zrozumiałam, że nie mogę być bezbronną idiotką. - Wycedziłam przez zęby. 
-Chyba niczego nie zrozumiałaś. Stałaś się gorsza, masz cięty język, wściekasz się o dziwne rzecz...
-To ty mnie zmieniłeś, Ty... zrozumiałeś? -Przerwałam mu.- Jeśli masz do mnie pretensje, to miej też do siebie... To stało się tylko PRZEZ CIEBIE.- Powtórzyłam to z naciskiem.    
Odwróciłam się i wyszłam. Nie lubię, gdy mama nie chce się wtrącać. Jestem wtedy zdana na siebie. Zresztą jak zawsze. Zamknęłam drzwi do pokoju, usiadłam na łóżku. Emocję znowu wzięły górę. Dlaczego obiecuję sobie, że nie będę płakać, a zawsze to robię? Dlaczego. Wylałam morze łez, wciągu tygodnia. Dosyć, muszę wziąć się w garść. Podeszłam do szafy. Nie wiedziałam co wybrać, czy to zwykłe spotkanie? A może coś więcej? Nawet jeśli, nie pokażę po sobie tego. Nie mogę zapominać, że Damian mnie zostawił. Wybrałam niebieskie jeansy, rozciągniętą ale ładną bluzę i czarne koturny. Zabierając to ze sobą, udałam się do łazienki. Po drodze słyszałam głos ojca. Czyli jeszcze tu jest... 
Gotowa do wyjścia (umalowana i ubrana jak nie ja) zeszłam na dół. Mama rozmawiała przyciszonym głosem z tatą. Zauważyli, że schodzę, przyglądnęli się mi, po czym popatrzyli się sobie. Wyglądali jak za dawnych lat. 
-A Ty gdzie się wybierasz?- Odezwał się "ojciec roku". Myśli, że jak raz się zainteresuje to pokaże jaki jest wspaniały? Że coś się zmieni? 
-Nie twój interes. - Powiedziałam. 
-Zdaje się, że mój. Jestem twoim rodzicem. 
-Pff, przypomniałeś sobie o mnie. -Warknęłam. 
-Uważaj na słowa. Nie zapominaj kim jestem. - Tracił cierpliwość. 
-Wakacyjnym tatą? 
-Tatą... i dobrze mogę ci nie pozwolić wyjść.- Chciał pokazać kto to nie on.- Z kim idziesz i dokąd? 
Wywróciłam oczami. Chciałam wyjść, ale nie powiem z kim się spotkam więc skłamałam. 
-Do parku. Wychodzę z kolegą. - Nie za bardzo go przekonałam, więc dodałam.- Z Jaśkiem. Tym co mi pomógł, gdy złamałam nogę. Mogę już iść?- Byłam zniecierpliwiona. 
-Dobra. Idź. Miłego spotkania.- Podszedł do mnie. Chciał mnie uścisnąć, ale ja szybko wybiegłam z domu. Złapałam jeszcze kurtkę i pognałam w umówione miejsce.  

---
Proszę bardzo :) 
Długi rozdział z okazji 5000 wyświetleń bloga :D 
Pisałam go kilka godzin :) 
Mam nadzieje, że chociaż trochę wam się spodoba :) 
Proszę komentujcie pod rozdziałem, lub na asku :)  co sądzicie o tym, bo to bardzo motywuje :)  
Aaaa Ps. POCZĄTEK ROZDZIAŁU NIE MIAŁ BYĆ ZACHĘTĄ LUB PODDANIEM POMYSŁU NA SAMOBÓJSTWO !!!
Martyna jest rozbita i przychodzą jej głupie myśli do głowy :/ PROSZĘ NIE BIERZCIE Z NIEJ PRZYKŁADU !!! :) 

2 komentarze: