Rozdział 21.
-Spójrz, to Martyna. - Odezwała się Kinia. - Ale jakaś taka, jak nie nasza Martyna.
-Widzę. - Odparłem ciągle wpatrując się w Martynę.
-Choć pójdziemy do niej. - Zaczęła kierować się w stronę dziewczyny.
-Nie... Kinga muszę Ci coś powiedzieć. Chodźmy stąd póki nas nie zobaczyła.
-Co? Nie rozumiem. - Była zdezorientowana.
-Pokłóciłem się z Martyną. - Odparłem. Choć, opowiem ci.
Odciągnąłem Kingę kilka ławek dalej, tak aby nikt nas nie zobaczył. Kinia była dosyć zdezorientowana. Muszę jej wszystko wytłumaczyć, ale nie wiem jak zareaguje.
-Jasiek ? O co chodzi? - Nie wiedziała co się dzieje. - Zacząłem opowiadać o wszystkim dziewczynie. Zaczynając od obiadu i kończąc na wypadku. Słuchała w skupieniu, nie przerywała mi. Była bardzo zdziwiona, gdy skończyłem czekałem co powie. Ona tylko milczała, zdawała mi się nieobecna.
-Kinga? Co się dzieje? - Pytanie wyrwało ją zamyślenia.
-Nic, tylko... To dla mnie dziwne. - Odparła.- Nigdy nie zauważyłam, żeby ciebie i Martynę coś łączyło.
-Tylko, że nas chyba już nic nie łączy. - Powiedziałem.
-A przyjaźń? - Była zaskoczona. - Przecież przyjaźnimy się wszyscy... Nie może skreślić tej relacji jednym głupim pocałunkiem.
-Nie wiem Kinga... - Byłem bezradny.- Ale masz rację. Jeden głupi pocałunek, to była chwila, a tyle może zmienić. - Siedzieliśmy w milczeniu przez pewien czas. Stawało się coraz chłodniej, postanowiłem odwieźć Kinie. Wstaliśmy z ławki i skierowaliśmy się do auta.
W tym samym czasie.
Martyna.
Siedziałam z Damianem przez pewien czas w milczeniu. Pomimo długiej przerwy nie mieliśmy o czym rozmawiać. Ile może się zmienić przez pewien okres...
-Co u Julki? - Zagadnęłam, przerywając niezręczną ciszę. Od samego początku spotkania chciałam o to zapytać. Julka była pierwszą moją prawdziwą przyjaciółką, to dzięki niej poznałam Damiana. Gdy wyjeżdżała obiecała utrzymywać kontakt, lecz nie dotrzymała obietnicy. Bardzo przez to cierpiałam.
-Dobrze, szybko zaaklimatyzowała się w Warszawie. Lepiej niż ja... - Spojrzał na mnie z specyficznym uśmiechem.- Być może za rok wprowadzi się do mnie, ale to tylko plany.
-O to świetnie. - Urwałam. Zabolało mnie to. Nic nie wiedziałam co się u niej dzieje, choć byłyśmy jak siostry.
-Martyna...- Damian zaczął niepewnie. - Ja... Ja nie potrafię żyć bez ciebie... - Byłam oszołomiona tym wyznaniem. - To był błąd, zerwać z Tobą. Tak naprawdę zawszę cię kochałem. W dzień naszego zerwania, kłamałem. Myślałem, że tak będzie dla nas lepiej...
-Będzie dla nas najlepiej? - Nie chciałam wierzyć, w te głupie tłumaczenia. - Ty chyba sobie jaja robisz? - Byłam wściekła, jedyna rzecz o jakiej teraz marzyłam to wygarnąć mu wszystko.- Jesteś idiotą wiesz? Zdajesz sobie sprawę co ja przeżyłam przez te miesiące? - Zaczęłam podnosić głos.- To była najgorsza rocznica, jaką mogłam sobie wymyślić...
-Wiem, przepraszam. Masz rację jestem idiotą, debilem, chamem, i świnią. Wiem o tym... Ale te miesiące bez ciebie... - Urwał głos. Czułam, że zaraz wybuchnę płaczem. Wszystkie wspomnienia wracały, czułam się okropnie. Starałam się, niczego po sobie poznać, lecz było to nad moje siły. Po policzku poleciała mi łza. Jak mam być inną dziewczyną skoro tak łatwo się daję? Jak...? Bardzo szybko się opamiętałam. Dlaczego ciągle się nad sobą rozczulam? To nie tak ma być. Szybko wzięłam się w garść, otarłam łzę. Słuchałam dalej Damiana, zaciętym wyrazem twarzy.- Posłuchaj mnie Martyna, gdy nastała okazja natychmiast wsiadłem w pociąg i wróciłem. Wróciłem wszystko odkręcić, i jeżeli będzie taka konieczność będę walczył o ciebie. Nawet z tym gościem...
-I co? Sądzisz, że teraz ci wybaczę, zostawię wszystko za sobą? - Popatrzyłam na jego twarz. W jego oczach widziałam nadzieję i smutek. Czyżby naprawdę na to liczył?
-Nie. Chcę żebyś to wszystko przemyślała, przypomniała sobie te wszystkie dobre chwile. Będę czekać, dopóki się nie zdecydujesz. Masz czas, nie musisz się śpieszyć. Ale mam nadzieję, że wszystko będzie jak dawniej.- Złapał mnie za rękę. Natychmiastowo wyrwałam ją z jego uścisku. Niepewnie wstał i odszedł zostawiając mnie z masą myśli.
Kilka minut później.
Siedziałam na ławce, przez cały czas zbierając myśli. Co mam zrobić? Przecież to nie tak miało być. Już ze wszystkim się pogodziłam, zaczęło się nawet dobrze układać i nagle on się zjawia. Czy może być piękniej? Biłam się z myślami, gdy nagle dobiegł mnie dźwięk mojej komórki. Spojrzałam na ekran. Mama. Ciekawe co chce.
-Hallo? - Odezwałam się.
-Martyna. Muszę z tobą porozmawiać. - O nie, nie mam ochoty na opieprz. Nie teraz.
-O czym? - zapytałam.
-To bardzo ważne. Spokojnie nie chcę cię pouczać. - Dodała, jakby czytała mi w myślach.- Ale to pilna sprawa.
-No dobrze. Będę za 15 minut. - Rozłączyłam połączenie.
Ruszyłam przez park pomału. Muszę trochę ochłonąć, zanim zobaczę się z mamą. Gdy dochodziłam pod dom zauważyłam samochód ojca. Co on tu jeszcze robi? Byłam bardzo zdziwiona, przecież już dawno powinien pojechać do tej swojej Blanki. A na dodatek miał ze sobą syna, powinien chyba już dawno być przy swojej mamusi. Weszłam do domu niepewnie. Tak jak wcześniej w kuchni siedzieli rodzice i o czymś rozmawiali. Tym razem nie było małego. Byłam zdezorientowana tym wszystkim. Co tu się dzieje?
-Martyna, usiądź musimy porozmawiać o czymś ważnym. - Zaczęła mama.
-Co z powrotem się schodzicie? - Wypaliłam.
-Nie. - Odparł ojciec.- Pomimo, że nie jestem z mamą, utrzymujemy dobre stosunki, aby dobrze cię wychować.
-Nie sądzę- Wycedziłam. Ojciec nie przejmując się tym ciągnął dalej.
-Ostatnio nasze stosunki nieco się ochłodziły, dlatego z Zosią postanowiliśmy, że przez pewien czas zamieszkasz u mnie. - Sądziłam, że się przesłyszałam.
-Słucham? - Krzyknęłam. - Chyba nie chcesz, mnie zabrać do siebie? - Nie mogłam uwierzyć. Chyba śnię, przyśnił mi się najgorszy koszmar. Jak on to sobie wyobraża? Że będę jadła z nim i Blanką śniadania, obiady i kolację w cudownej atmosferze?
-Tak. Zamieszkasz z nami, pomożesz Blance przy małym. Będziesz u nas mieszkać dopóki nie zmienisz co do mnie nastawienia. - Wydawał się być spokojny.
-Chcesz ze mnie zrobić niańkę? - Siedziałam wkurzona i zdziwiona.
-Nie, chcę żebyś poznała brata i się zmieniła.
-Chyba śnisz. - Odburknęłam.
-To będzie twój wybór do kiedy będziesz ze mną mieszkała. - Nie wiem jak może być tak spokojny. U mnie w środku się gotowało, a ten nic.
-I ty się mamo zgadzasz na to? - Zwróciłam się do mamy. Ciągle milczała, przysłuchiwała się naszej rozmowie.
-Tak. Sądzę, że to będzie najlepsze rozwiązanie. I tak ciągle siedzę w pracy, więc jesteś samotna. U taty ciągle ktoś będzie w domu, będziesz miała lepiej. Chociaż na pewien czas. - Byłam wkurzona, nawet ona. Byłam na przegranej pozycji... Dlaczego nie mogę już być pełnoletnia?
-Martyna, spakuj swoje rzeczy. Jutro po szkole przyjadę po ciebie. - Odezwał się ojciec. Po szkole...
-Zaraz, a co z moją szkołą? Przecież ty mieszkasz w Środzie Śląskiej? - Przypomniałam sobie. Nie chcę zmieniać szkoły, a sam dojazd będzie trwał 40 minut.
-Zmienisz. - Odparł, pożegnał się z mamą i wyszedł jak gdyby nic. Nie wytrzymałam po całym dniu, odwróciłam się napięcie i z płaczem pobiegłam do pokoju.
Nie chcę iść do innej szkoły. W czwórce mam Kingę, znajomych, Jasia... Nawet jego. Przytuliłam się do poduszki. Nie dbałam o to, że jestem w ubraniu i się nie myłam. Byłam zmęczona życiem, płaczem, mężczyznami. Otuliłam się kołdrą i zasnęłam.
----
Kolejny rozdział :D
Już 21 *.* Ale się cieszę ostatnio na blogu było 5000 wyświetleń, a już dziś jest 6000. Może to nie jest duża liczba, lecz mnie bardzo cieszy <3 Dziękuję wszystkim, którzy to czytają :D
Piszcie mi w komentarzach co sądzicie :) (Motywujcie mnie :) ) Zapraszam na aska :)
Miłego czytania :D