piątek, 4 grudnia 2015

Rozdział KOŃCOWY


-Martyna, mogłabyś otworzyć? - Zapytała łagodnym tonem Blanka. 
-Okej.- Odparłam obojętnie i ruszyłam do drzwi. 
Otworzyłam je szybko, prawie uderzając jej brata w nos. On popatrzył się na mnie zdziwieniem...
Każdego mogłam się spodziewać, ale nie jego. Przede mną stał Kamil. Tak ten Kamil ze szkoły, na którego wpadłam i który uderzył mnie drzwiami... 

- Dziewczyno, uważaj. Wiem, że raz dostałaś ode mnie, ale  nie musisz mi oddawać. - Uśmiechnął się głupkowato. 
-Ty jesteś bratem Blanki? - stałam jak zahipnotyzowana.  On tylko ruszył ramionami.
-No niby, przynajmniej tak od zawsze rodzice mi mówili. - Odparł głupkowato. - A Ty to... ? 
-Jestem...- tu musiałam się zatrzymać. - Córką jej partnera. - Nie wiem jak zdołałam powiedzieć te słowa. Przecież ja się na to nie zgadzałam, na tą całą szopkę, udawanie cudownej rodzinki...
-No popatrz jaki zbieg okoliczności.- Powiedział. Wyminął mnie spokojnie. Ja tylko zamknęłam za nim drzwi nic nie mówiąc. Nie wiem czy to dobry zbieg okoliczności. Chłopak wszedł do jadalni, uściskał dłoń mojego ojca, a Blankę ucałował. 
-Gdzie Bartuś? - To zdanie padło pierwsze. 
-W łóżeczku, leży. - Blanka wskazała na małego. On podszedł i z radością uściskał siostrzeńca.
Przewróciłam tylko oczami, jakie to żałosne. Usiadłam przy stole, wszyscy natychmiast zrobili to co ja. Kolacja przebiegała w dziwnej atmosferze. Ojciec rozmawiał z Kamilem jak z bratem, na luzie bez problemu. Nie wiem czy ja dałabym radę tak rozmawiać.
-Martyna podasz mi chleb? - Blanka oderwała mnie od myśli . Z najmniejszą obojętnością podałam jej chleb. 
-Dziękuję.-Uśmiechnęła się. - Nic nie odpowiadając kiwnęłam głową.
-Co Ty taka milcząca? - Zapytał tata.
-Nie mam nastroju do rozmowy. -Przewróciłam oczami jedyną rzeczą jaką teraz pragnę to wrócenie do łóżka...


Jak widzicie zaczęłam pisać, lecz nie mam pomysłu na kolejną część. Przez długi okres czasu myślałam o blogu, lecz jakoś nie mam weny, może nie weny lecz za bardzo zamieszałam. Sama powoli w tym się gubię. Pisząc rozmyślam nad tym, że może lepsze byłoby jakiś nowy początek, nowi bohaterowie (zostawiając oczywiście Jaśka)... Mam kilka pomysłów, gdybym mogła wszystko zacząć od nowa byłoby naprawdę prościej... 
Przykro mi ale, ale jakoś nie mogę o tym pisać... Może jestem zbyt fatalna do tego, nie wiem. 
Wybaczcie :'(  

sobota, 19 września 2015

Rozdział  24

Ważna informacja na końcu!!!

-Jaa..-zaczęła.- Ja nie mogę.- Usłyszawszy to natychmiastowo wbiłem się w jej usta. Byłem szczęśliwy, ona niepewnie odwzajemniła to. Było cudownie, gdyby nie krzyki z dołu.
-Martyna!!! Tata przyjechał zbieraj się. - Ona natychmiastowo odepchnęła mnie do tyłu. 
-Już idę, kończę pakowanie. - Odkrzyknęła. - Zapomnij o tym. To dalej nic nie znaczyło. - Powiedziała z wściekły głosem. - Wykorzystałeś mój moment wahania. Jesteś świnią... Wyjdź stąd! - Krzyknęła. 
-Do zobaczenia. Mam nadzieje, że niedługo się spotkamy. - Powiedziałem i wyszedłem. 
Przy drzwiach minąłem rodziców Martyny. Rzuciłem szybkie "do widzenia" i wybiegłem do auta. Lecz nie odjechałem do domu, chcę zobaczyć gdzie Martyna będzie mieszkać, pojadę za nią... 


Perspektywa Martyny:

Po wygonieniu Janka z pokoju, moje emocje wyszły na wierzch. Rzuciłam się na łóżko i płakałam jak małe dziecko, któremu zabrało się ukochaną zabawkę. Moi rodzice byli już dość zdenerwowani i usłyszałam:
- Martyna! Nie wygłupiaj się tylko schodź! - rozległ się krzyk ojca.
- Dobrze, już dobrze - powiedziałam trochę łamiącym się głosem. 
Szybko się ogarnęłam, poprawiłam makijaż i wrzuciłam do walizki jeszcze parę ubrań, zostawiając kilka, bo wiedziałam, że tu wrócę. Gdy byłam gotowa, zniosłam bagaże do przedpokoju. Rodzice już na mnie czekali.
- No to widzę, że możemy jechać - powiedział tata.
- Spoko - odpowiedziałam obojętnym tonem - teraz już mi na niczym nie zależy.
Po tych słowach wyszłam z domu, zabierając swoje walizki i pakując je do bagażnika samochodu.
- Ehem... Chyba o czymś zapomniałaś - usłyszałam głos mamy za sobą.
Odwróciłam się, wzdychając. Przytuliłam się do niej. W oczach miałyśmy łzy, ale ja się powstrzymałam od płaczu. Nigdy nie lubiłam momentów pożegnań i rozstań. Rzuciłam jeszcze szybkie "pa" i usiadłam na miejscu pasażera. Odblokowałam telefon, znalazłam słuchawki, które były jak zawsze poplątane i zaczęłam słuchać muzyki. Wtedy przypomniałam sobie wszystkie momenty mojego życia spędzone w tym domu. Zaczęłam żałować swojego zachowania. Zrozumiałam, że krzywdziłam tym nie tylko Jaśka, ale też i moją mamę, która nie była winna niczego. Chciałam już wysiąść z auta żeby przeprosić kobietę, ale jak na złość tata właśnie odpalił silnik i wyruszyliśmy. Cała droga minęła nam w ciszy. Ja siedziałam jak w transie, myśląc o tym jak tam będzie, czy znajdę przyjaciół w nowej szkole. "Obudziłam" się dopiero wtedy, gdy zatrzymaliśmy się pod moim tymczasowym domem. Wysiadłam równocześnie z tatą. Nie mam pojęcia dlaczego, ale w czasie drogi miałam przez pewien moment odczucie jakby mnie ktoś śledził, wysiadając odruchowo obejrzałam się na wszystkie strony. Nikogo nie było, pewnie zdaje mi się. Wyciągnęłam walizki z bagażnika, tata bez słowa zabrał mi je z rąk i ruszył do drzwi. Gdy znalazłam się przy nim, on odsunął się ode mnie wpuszczając mnie pierwszą. Zrobiłam kilka niepewnych kroków, czułam się jak jakieś zwierze, dopiero co przywiezione z schroniska. Chciałam grać pewną, ale Jasiek jak zawsze zmienia moje plany. Jak ja go nie cierpię, a zarazem uwielbiam... 
-O już jesteście. - Z salonu dobiegł mnie głos Blanki. Wyszła do nas z Bartkiem na rękach. Uśmiechnęła się do mnie. Czyżby nie wiedziała jak ją kiedyś nazwałam? Udaje miłą czy głupią. Podeszła do ojca i ucałowała go. To będzie trudne dni... 
-Tak. - Tata na widok swojej partnerki momentalnie się rozweselił. - Hmm z tego co mi się zdaje to nigdy oficjalnie się nie poznałyście. - Popatrzył na mnie z niepewnością.
-Tak, masz rację. - Blanka popatrzyła się na mnie dalej z uśmiechem. Podała Bartka tacie i wyciągnęła do mnie dłoń. - Blanka. 
-Martyna. - Odwzajemniłam uścisk dłoni. Nie mam sił na uszczypliwość.
-To...skoro się oficjalnie poznałyście, może pokażę Ci pokój. - Odparł ojciec. Zabrał moje walizki i ruszył do "mojego" pokoju. Jakie było moje zdziwienie, gdy zamiast na górę poprowadził mnie do pomieszczenia za salonem. Jeszcze nigdy nie miałam pokoju na parterze. No, ale to tylko przejściowe. 
-Tu będziesz miała cicho, nawet gdy mały będzie płakał w nocy. Nie chcieliśmy, żebyś budziła się nie potrzebie w nocy, dlatego pokój na dole. - Ojciec wytłumaczył mi pośpiesznie, tak jakby czytał w moich myślach.
-Dobra spoko, dzięki. - Weszłam do pomieszczenia. Ujrzałam nieumeblowany pokój z starym łóżkiem, byłam zszokowana. Ojciec dostrzegł moje zdziwienie i wytłumaczył.
-Nic nie masz w pokoju, ponieważ sama musisz wybrać sobie meble i łóżko, kolor ścian tak samo. Nie chcieliśmy niczego urządzać, bo mogłoby  ci się nie podobać. Jutro pojedziemy załatwić formalności do szkoły, to wstąpimy do meblowego- Powiedział i wyszedł zostawiając mnie samą w pustym pokoju. Nawet nie mam do czego się rozpakować, położyłam się więc na łóżku, byłam bardzo zmęczona całą tą przeprowadzką i wizytą Jaśka, nawet nie spostrzegłam się, a już śniłam o spokoju.

Godzinę później.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Nie wiedziałam, gdzie jestem, dopiero po chwili zrozumiałam co się stało. Pukanie dalej trwało, tym razem ktoś się odezwał.
-Martyna? - To Blanka. - Mogę wejść?- "Skoro musisz " Pomyślałam, lecz nie powiedziałam tego na głos.
-Tak. - Ona lekko uchyliła drzwi.-Zdrzemnęłam się chwilkę, która jest godzina? - Zapytałam.
-18:05 pora na kolację. - Uśmiechnęła się lekko, jest niewiele ode mnie starsza, wygląda na moją siostrę, niż na moją macochę. 
-Tak, już idę tylko się ogarnę. - Mimowolnie odwzajemniłam uśmiech. 
-Dobrze. - Właśnie miała wychodzić, gdy przypomniała sobie o czymś. - A dziś na kolacji będzie mój brat. Mam nadzieję, że się polubicie. Z tego co mi się wydaje jest od ciebie o rok starszy. - Powiedziała i odeszła. No super... 
Wstałam i się trochę ogarnęłam, poprawiłam make-up i takie sprawy. Wyszłam z pokoju i udałam się do jadalnio-kuchni. Jeszcze tego chłopaka nie było. Usiadłam niedbale na krześle. Blanka przygotowywała wszystko, a ojciec bawił Bartka, jaki kochany tatuś. Taki obraz tylko dawał mi obrazę. Wyciągnęłam z kieszeni telefon, chciałam sprawdzić fejsa, nawet nie zdążyłam dobrze odblokować ekran, gdy tata już się wkurzył. 
-A może byś pomogła Blance? - Popatrzyłam na niego tylko z grymasem. Nie chciałam kłótni, więc niechętnie wstałam od stołu. 
-Co mam robić? - Odezwałam się do Blanki. 
-Nakryj stół. Talerze są w tej szafce. - Pokazała mi na górną szafkę. Podeszłam do niej i wyjęłam talerze. Położyłam je na stół i zaczęłam wykładać. Rozległ się dzwonek do drzwi.
-Martyna, mogłabyś otworzyć? - Zapytała łagodnym tonem Blanka. 
-Okej.- Odparłam obojętnie i ruszyłam do drzwi. 
Otworzyłam je szybko, prawie uderzając jej brata w nos. On popatrzył się na mnie zdziwieniem...
Każdego mogłam się spodziewać, ale nie jego. Przede mną stał Kamil. Tak ten Kamil ze szkoły, na którego wpadłam i który uderzył mnie drzwiami... 
----
To tak... 
Rozdział dodaję bardzo późno... 
Zdaje mi się że to ostatni rozdział. :/
Od pewnego czasu zastanawiałam się czy to dalej ciągnąć. Nie miałam czasu na pisanie, a jeśli już znalazłam czas to musiałam czytać, bo przygotowuję się do konkursu z polaka. Po drugie nie miałam motywacji, nikt nie upominał się o rozdziały. Wiem, że może nie potrafię dobrze pisać, ale hmm sama nie wiem jak to nazwać. Po prostu jak na ten moment nie wiem czy dalej to ciągnąć... Mam pomysł na dalszy ciąg, ale nie wiem czy to się opłaca pisać dalej. 
Przepraszam, że zakończyłam w takim momencie. Jeżeli będziecie chciały abym jakoś to sensownie zakończyła napiszcie mi o tym na asku lub w komentarzu. 
Przepraszam...  

czwartek, 3 września 2015

Rozdział 23.

-Martyś. - Głos Kini złagodniał.- Posłuchaj jeden głupi pocałunek nie powinien zniszczyć przyjaźni. Zrobisz co będziesz uważać, ale przez takie zachowanie skrzywdzisz dużo osób... Nawet siebie, popatrz jak się zmieniłaś... - Kolejna osoba mówi mi to wciągu dwóch dni. Mam powoli dosyć... 
-I tak to nie ma sensu... Kinga, ja muszę zmienić szkołę. - Dziewczyna była zaskoczona. 
-Nie rozumiem. 
-Rodzice wymyślili, że będę mieszkać u ojca, w Środzie Śląskiej. Nie będę przyjeżdżać z innego miasta aż 30 km do szkoły. Dziś się wyprowadzam... - Ona tylko spojrzała na mnie z przerażoną miną. 

Kinga siedziała smutna, wpatrując się w kubek. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, nie chcę jej opuszczać, dlaczego właśnie teraz muszę poprawiać stosunki z ojcem? 
-Czyli... - Kinia odezwała się szeptem, tak jakby chciała przekazać mi tajemnicę.- Czyli nie będziemy się widywać? 
-Nie, dlaczego tak sądzisz? - Odparłam normalnym głosem.- Będę przyjeżdżać do Ciebie.- Uśmiechnęłam się ciepło do dziewczyny. 
-I do Jaśka.- Odparła pewnym tonem. 
-Nie sądzę...- Urwałam. Na jej twarzy pojawił się grymas.
-Nie mów tak... proszę Cię. Może w czasie tej rozłąki zrozumiesz co oznacza przyjaźń. - Jej słowa mnie zabolały, lecz nie dałam tego po sobie poznać. - Martyna? 
-Tak? - odparłam obojętnym tonem. 
-Wiesz mam głupie pytanie... - Na jej policzkach zauważyłam rumieniec. 
-Dawaj. - Zachęciłam ją uśmiechem. 
-Bo skoro ty chcesz zapomnieć o Jaśku i nic do niego nie czujesz... Miałabyś coś przeciwko, gdybym z nim zaczęła chodzić? - Powiedziała na jednym oddechu. Jej pytanie mnie zamurowało. Nie wiem dlaczego poczułam uścisk zazdrości, to dziwne...
-No jasne, że nie. - Skłamałam, miałabym coś przeciwko, ale to już nie ważne.- Działaj. - Posłałam jej uśmiech. - Dobra, muszę już lecieć... Ojciec przyjedzie po mnie za 4 godziny, a nic nie mam spakowane. - Wstałam i przez długi czas przytulałam Kinię, nie cierpię pożegnań, zawsze przy nich ryczę, tak jak teraz. 
-Obiecaj mi coś. - Dziewczyna powiedziała łkając. 
-Tak? 
-Nie wpakujesz się w nic złego, i napisz chociaż sms do Jasia... Jesteś mu to winna.
-Dobrze. - Zgodziłam się niechętnie, ale ma rację. Jestem mu to winna. 

Weszłam do domu z wisielczym humorem, jedyne na co mam ochotę to ciepła herbatka, kocyk i łóżko. Najlepiej byłoby się przenieść w czasie do dawnych dobrych czasów. Na kocyk i łóżko nie mam za bardzo co liczyć, ale herbata to coś co chcę. Skierowałam się w stronę kuchni, odwrócona do wejścia nalewałam wodę do czajnika. 
-Gdzie byłaś?- Dobiegł mnie głos mamy. 
-W szkole. Gdzie indziej miałabym być. - Odparłam bez skrupułów. 
-Tak? To dziwne bo byłam dzisiaj w szkole i nauczyciele pytali się mnie czy jesteś chora...
-Cholera. - Szepnęłam. - Byłam u Kingi się pożegnać. 
-Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? - Była wkurzona. 
-Bo wiedziałam, że mnie nie puścisz. 
-Nie, pozwoliłabym Ci. Ale ty wolisz pokazywać swoje. Mam powoli tego dosyć, i nie tylko ja. Martyna zmieniłaś się, każdy to widzi. - Poczułam wściekłość, czemu oni wszyscy muszą mi o tym mówić? Nie chciałam kłótni, więc wyminęłam ją bez słowa. Z kubkiem gorącej herbaty udałam się do siebie. Muszę odreagować, wyszukałam w telefonie odpowiedniej piosenki. Zaczęłam skakać po całym pokoju, wariując. Tylko po to aby ochłonąć, zawsze tak robię. Może to dziwne, ale pomaga mi. Piosenka skończyła się bardzo szybko, a ja byłam spokojniejsza. Zaczęłam się pakować, w tle leciała piosenka zespołu System Of A Down. Kołysałam się w rytm, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek 13:46. Stary nie powinien nawet jeszcze roboty skończyć.
-Martyna!-Mama krzyczała z dołu.- Masz gościa. 
-Już.-Wybiegłam na korytarz. Wychyliłam się znad barierki i zobaczyłam Jaśka. Byłam zdziwiona, miałam zamiar napisać do niego, dopiero z Środy Śląskiej. Zeszłam powoli na dół. 
-Hej.-Odezwał się chłopak.
-Cześć. - Odparłam obojętnie jak tylko potrafiłam, oczywiście udawałam.
-Musimy pogadać... - Powiedział niepewnie. Pokazałam mu ręką schody, prowadzące do mojego pokoju. On tylko pokiwał głową i ruszył na górę. Gdy zamknęłam za nami drzwi on spojrzał dziwnym wzrokiem na walizki. Czyżby nie wiedział? Sądziłam że Kinga już mu dała znać i temu się pojawił. 
-Wyjeżdżasz gdzieś? - Odezwał się. 
-Ja... Się wyprowadzam. - Powiedziałam szeptem, tylko na to było mnie stać. 
-Słucham? - Był bardzo zszokowany. - Jak to wyjeżdżasz ? Dokąd? 
-Przeprowadzam się do ojca...

Perspektywa Jasia. 
Nie wytrzymałem, chciałem dziś pogadać z Martyną w szkole, ale jej nie było. Widziałem jej mamę, przestraszyłem się że może coś jej się stało. I tak oto jestem u niej w pokoju, stoję jak słaby człowiek który dostał w twarz. Jak to możliwe, że tylko kilka dni nie gadałem z nią, a ona chce się przeprowadzić. 
-Nie rozumiem... - Nie mogłem dalej w to uwierzyć. - Dlaczego? 
-Ostatnio moje stosunki z rodzicami się, pogorszyły. A szczególnie z ojcem... - Próbowała tłumaczyć pewnym głosem, lecz niezbyt jej to wychodziło. 
-I dlatego musisz z nim zamieszkać, aby polepszyć stosunki? - Domyśliłem się. Ona tylko twierdząco pokiwała głową. Jak ja mam bez niej wytrzymać? Przecież przez te dni wariowałem, o nikim nie myślałem tak dużo jak o niej...
-Daleko twój ojciec mieszka? 
-W Środzie Śląskiej... - Odetchnąłem. Na szczęście  to nie aż tak daleko, sądziłem że może dalej wyjechać. Wiem jestem głupi, przecież jej ojciec daleko nie mieszka, ale myśl o utracie Martyny przyćmiła poprawne myślenie. 
-Będę mógł cię odwiedzać? - Zapytałem niepewnie. 
-Jasiek... Nie sądzę  aby to był dobry pomysł...  - Zasmuciła mnie ta odpowiedź, szczerze nie wiem co czuję do Martyny, ale zależy mi na niej. -Tak w ogóle o czym chciałeś porozmawiać??- Zmieniła natychmiastowo pytanie. 
-O tym co między nami zaszło, o Damianie i o braku kontaktu z tobą... - Na jej twarzy wyszedł grymas, widać że nie chce o tym rozmawiać. Nie odpuszczę jej tego tak łatwo, nie teraz gdy ma wyjechać. 
-Było minęło, nie rozmawiajmy o tym. - Unikała mojego wzroku, co mnie denerwuje. - A z Damianem to nie twój interes.  
-Mylisz się. On jest moim interesem.-Byłem wściekły, nie panowałem nad głosem, zacząłem głośno mówić, powstrzymałem się od krzyków.
-Niby w jakim sensie. - Po niej też widać było, że jest wkurzona. 
-A w takim, że dla mnie liczył się ten pocałunek i wszystko co się między nami dzieje. A ten laluś nagle wpada i wszystko się zmienia. 
-Przestań tak o nim mówić... - Z jej oczu zaczęły lać się iskry. - Dla mnie niezbyt to się liczyło, i nic ważnego między nami się nie działo. - Mówiła to z pogardą, lecz nie spojrzała na mnie.
Mówiąc to przyjąłem inną taktykę. Natychmiastowo złagodniałem, chciałem aby powiedziała mi o tym patrząc na mnie, postanowiłem jej coś wyznać.
-Martuś, posłuchaj nie wiem co do ciebie czuję, ale wiedz że zależy mi na tobie. Zależy mi abyś była szczęśliwa, ale też nie mogę wytrzymać, gdy tak mnie traktujesz. - Ona stała jak zbita z tropu. Podszedłem do niej, staliśmy twarzą w twarz. - Jedyne czego chcę, to abyś mi to powiedziała prosto w oczy, nie unikając mojego wzroku. - Popatrzyła się na mnie, lecz nic nie mówiła. Staliśmy tak przez długi moment, w oczach zaczęły pojawiać się łzy. Próbowała to ukryć, lecz nie potrafiła. Pokiwała przecząco głową. 
-Jaa..-zaczęła.- Ja nie mogę.- Usłyszawszy to natychmiastowo wbiłem się w jej usta. Byłem szczęśliwy, ona niepewnie odwzajemniła to. Było cudownie, gdyby nie krzyki z dołu.
-Martyna!!! Tata przyjechał zbieraj się. - Ona natychmiastowo odepchnęła mnie do tyłu. 
-Już idę, kończę pakowanie. - Odkrzyknęła. - Zapomnij o tym. To dalej nic nie znaczyło. - Powiedziała z wściekły głosem. - Wykorzystałeś mój moment wahania. Jesteś świnią... Wyjdź stąd! - Krzyknęła. 
-Do zobaczenia. Mam nadzieje, że niedługo się spotkamy. - Powiedziałem i wyszedłem. 
Przy drzwiach minąłem rodziców Martyny. Rzuciłem szybkie "do widzenia" i wybiegłem do auta. Lecz nie odjechałem do domu, chcę zobaczyć gdzie Martyna będzie mieszkać, pojadę za nią... 

---
No i mamy nowy rozdział :) 
Sądzę że długi, przynajmniej starałam się :) 
Teraz rozdziały będą dodawane rzadziej, jestem teraz w 3 kl gim, a to trochę zobowiązuje do nauki :/ Przy każdej wolnej chwili będę myśleć o rozdziałach, ale musicie wybaczyć:) 
Komentujcie, aby zachęcić :D 

wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 22.

Na końcu rozdziału bardzo ważne sprostowanie:) 

-Martyna, spakuj swoje rzeczy. Jutro po szkole przyjadę po ciebie. - Odezwał się ojciec. Po szkole... 
-Zaraz, a co z moją szkołą? Przecież ty mieszkasz w Środzie Śląskiej? - Przypomniałam sobie. Nie chcę zmieniać szkoły, a sam dojazd będzie trwał 40 minut. 
-Zmienisz. - Odparł, pożegnał się z mamą i wyszedł jak gdyby nic. Nie wytrzymałam po całym dniu, odwróciłam się napięcie i z płaczem pobiegłam do pokoju. 
Nie chcę iść do innej szkoły. W czwórce mam Kingę, znajomych, Jasia... Nawet jego. Przytuliłam się do poduszki. Nie dbałam o to, że jestem w ubraniu i się nie myłam. Byłam zmęczona życiem, płaczem, mężczyznami. Otuliłam się kołdrą i zasnęłam. 

Obudziłam się o 6:30, miałam dziwny sen. Śnił mi się Damian, przyjechał do miasta, całowałam się z Jaśkiem... Pokłóciłam się z nim, zmieniłam swój image, i miałam zamieszkać u ojca i zmienić szkołę. No tak, ten koszmar nie był snem, to dzieje się naprawdę... Byłam zmęczona tym wszystkim. Dlaczego to właśnie mi się dzieje? Dlaczego nie może być po staremu? Jedynym rozwiązaniem byłoby to wszystko zakończyć, ale nie mogę. Co pomyślałaby o tym babcia? Byłaby zła i zawiedziona moim zachowaniem, a tego nie chcę. Muszę walczyć, ale łatwo się nie poddam. Jeśli ojciec myśli, że poprawimy stosunki to się grubo myli. Zrobię z jego życia piekło, będzie miał mnie dosyć i może pozwoli mi znów zamieszkać z mamą. Chce wiedzieć jak to jest mieć córkę, to zobaczy... Na tą myśl od razu poprawił mi się humor. Wstałam i ruszyłam do szafki, wyciągnęłam ciuchy na dziś. Wybrałam ciemne rurki, bokserkę z flagą Stanów Zjednoczonych, czarną bejsbolówkę i vansy tego samego odcienia. Ruszyłam do łazienki i wbiegłam pod prysznic. Gdy wyszłam z kabiny poczułam się dużo lepiej. Zawsze woda dawała mi pewnej lekkości. Ubrałam się i zrobiłam mocny makijaż. Gdy byłam gotowa wróciłam do pokoju, spojrzałam na zegarek, 7:00 miałam jeszcze 30 minut do wyjścia. Postanowiłam się zacząć pakować. Nie chcę tego przedłużać, skoro stary ma po mnie przyjechać po szkole będę miała mało czasu, a rzeczy zabiorę dużo. Chce, żebym z nim mieszkała, muszę mieć swoje rzeczy, nawet aż nadto... Wyjęłam z szafy walizkę i zaczęłam wpychać do niej ciuchy. Właśnie teraz zauważyłam ile ich tu jest, i ile jest już starych, za luźnych. Ostatnio moja dieta podziałała, schudłam 8 kg. W końcu mogę założyć rurki i zwyczajną bluzkę bez kompleksów. Nie wiem nawet kiedy to się stało, dopiero co zaczynałam. Ale najwidoczniej unikanie słodyczy i stres podziałał. Muszę iść kupić jakieś nowe ubrania, a szczególnie planuję kupić kilka sukienek. Nigdy zbytnio ich nie ubierałam, lecz teraz się zmieniłam, a więc czemu mam nie zmienić to w czym chodzę? Myślałam o tym pakując kilka sweterków, gdy rozległ się dzwonek telefonu. Spojrzałam na ekranik, dzwoniła Kinga. Ciekawe czy już o wszystkim wie. Pewnie tak, Janek na pewno z nią rozmawiał. Zauważyłam, że dosyć się do siebie zbliżyli, a szczególnie Kinga do Jasia. 
-Cześć. - Usłyszałam głos Kini.
-No hej. Co tam, jak się czujesz? - Zapytałam. 
-Jak ostatnio. Wczoraj byłam przez pewien czas na polu i pogorszyłam sprawę. Ale ogólnie jest dobrze. - W jej głosie słyszałam zmianę, ale nie wywołaną chorobą. Była trochę inna, gdy mówiła zmieniała ton.- Słuchaj Martyna. - Zaczęła niepewnie. - Rozmawiałam z Jasiem, wiem co się zdarzyło. 
-Domyślałam się, że wiesz.- Odparłam spokojnie. Na Kingę nie miałam się o co złościć, będzie mi jej bardzo brakować. Nie wyjeżdżam daleko, bo to tylko 30 km, ale i tak to kawałek drogi. 
-Chciałabym się z tobą spotkać. Dałabyś radę po szkole? 
-Kinga... Ja, ja nie będę miała czasu. - Usłyszałam ciche westchnięcie. Poczułam smutek, nie chciałam się żegnać przez telefon. Wpadłam na pomysł. - Ale gdybyś chciała, mogłabym wpaść teraz. 
-Jasne.- Powiedziała z wesołym tonem. - Ale nie musisz iść do szkoły? 
-Mam ważną wiadomość dla ciebie, nie na telefon. Szkoła nie ucieknie. - Odparłam.- Będę za 20 minut. - Powiedziałam i rozłączyłam się. 
Zostawiłam pokój w kompletnym nieładzie, później posprzątam. Zbiegłam na dół w szybkim tempie. Mama plątała się w kuchni, co było dla mnie dziwne. 
-Martyna, możesz ze mną chwilę porozmawiać? - Krzyknęła w moją stronę. 
-Śpieszę się do szkoły.- Skłamałam.- A zresztą nie mamy o czym rozmawiać. - Wybiegłam z domu jak oparzona. Pobiegłam na przystanek, w ostatniej chwili zdążyłam wsiąść do autobusu. Usiadłam w tym samym miejscu co wczoraj. Po 5 minutach jazdy, wysiadłam na przystanku, w drzwiach minęłam się z Kamilem. 
-Ej mała, to nie szkoła.- Odezwał się zdziwiony. 
-Zamknij się, nie widziałeś mnie tu, dziś jestem chora i leżę w łóżku. - Odparłam zniecierpliwionym głosem. 
-Dobra spoko. Nara. - Odwrócił się i wszedł do autobusu. 
Dojście do domu Kingi zajęło mi 3 minuty. Gdy zapukałam do drzwi, momentalnie je otworzyła, lecz miała dziwny wyraz twarzy. Tak jakby się czegoś bała. Weszłam do mieszkania i mocno ją przytuliłam. Tego było mi trzeba. 
-Choć, zrobię nam kawy. - Odsunęła się ode mnie delikatnie. Ruszyłyśmy w stronę kuchni, Kinia postawiła w czajniku wodę, a ja usiadłam na krześle. Siedziałam w milczeniu dopóki kawa nie stała już na stole. Żadna z nas nie wiedziała jak zacząć. Wpatrywałam się w kubek z ciepłym napojem, gdy przyjaciółka się odezwała. 
-Wczoraj z Jaśkiem byłam na policji. - Natychmiastowo mnie to zamurowało, nie wiedziałam co powiedzieć. Czyżby Marcin coś jej zrobił? Ona nie zwracając uwagi na moją reakcję kontynuowała. - Dostałam kolejne groźby od Marcina, Jasiek się wkurzył i zaprowadził mnie na komisariat. Złożyłam zeznania i teraz go poszukują. Boję się, że w każdej chwili może się tu zjawić. - Byłam w szoku, byłam tak zajęta moimi sprawami, że nie zainteresowałam się dziewczyną. Było mi głupio, jedyne na co zdołałam zrobić, to złapanie Kingi za rękę. Ona po dłuższej chwili odsunęła się ode mnie. Zabolało mnie to, ale byłam sobie winna.
-Ja... ja nie wiedziałam.- Odezwałam się po chwili. - Mam teraz pewne kłopoty, nie takie jak ty, lecz... Zapomniałam o tobie... Jestem okropną przyjaciółką.- Zaczęłam się rozklejać. Przy Kindze chciałam być naturalna, nie kryłam łez.
-Jakie masz kłopoty? Z Jasiem? Czy z tym gościem z parku? - Jej głos ociekał ironią. 
-Skąd wiesz o Damianie?- Byłam zaskoczona. Przecież nie wiedziała, że miałam się z nim spotkać. 
-Spacerowałam z Jaśkiem wczoraj po parku i cię widzieliśmy. - Wytłumaczyła. Nie zauważyłam ich... - Ale to nie ważne. Nie chcę rozmawiać o mnie tylko o tym jak traktujesz Jaśka... 
-Niby jak go traktuję ? Co? - Uniosłam głos, chociaż tego nie zamierzałam. 
-Chcesz skreślić waszą przyjaźń. Wiesz jak on to przeżywa? Nie okazuje tego, ale po jego wyjściu od ciebie miał wypadek... 
-Słucham?  Jaki wypadek? - Byłam zszokowana. Co mogło się mu stać? 
-Wjechał w jelenia, z dużą prędkością. Nikomu nic się nie stało, ale auto do wyklepania. - Szybko odpowiedziała.
-To dobrze. - Odetchnęłam z ulgą. Cieszę się, że nic mu nie jest. 
-Martyś. - Głos Kini złagodniał.- Posłuchaj jeden głupi pocałunek nie powinien zniszczyć przyjaźni. Zrobisz co będziesz uważać, ale przez takie zachowanie skrzywdzisz dużo osób... Nawet siebie, popatrz jak się zmieniłaś... - Kolejna osoba mówi mi to wciągu dwóch dni. Mam powoli dosyć... 
-I tak to nie ma sensu... Kinga, ja muszę zmienić szkołę. - Dziewczyna była zaskoczona. 
-Nie rozumiem. 
-Rodzice wymyślili, że będę mieszkać u ojca, w Środzie Śląskiej. Nie będę przyjeżdżać z innego miasta aż 30 km do szkoły  . Dziś się wyprowadzam... - Ona tylko spojrzała na mnie z przerażoną miną. 

--- 
No hej, hej :) 
Wprowadziłam małą zmianę :) Nigdy nie pisałam, gdzie akcja się toczy więc muszę wytłumaczyć :) Martyna, Jaś i Kinga mieszkają w Wrocławiu :) Ojciec Martyny ( po długim zastanowieniu zmieniłyśmy zdanie z Agnieszką :) ) W Środzie Śląskiej :) 
Wytłumaczenie dlaczego to pozmieniałyśmy :) Mamy z Agą plan co do kolejnych rozdziałów i trudno byłoby nam pisać, gdyby mieszkali wszyscy ciągle w Wrocławiu, dlatego takie małe zamieszanie :) Mam nadzieję, że z kolejnymi rozdziałami to zrozumiecie :) 
Jeśli macie jakieś pytania zapraszam na aska :)
Komentujcie, czy rozdział się podoba, lub nie podoba :) 
Miłego czytania :D

niedziela, 23 sierpnia 2015

Rozdział 21. 


-Spójrz, to Martyna. - Odezwała się Kinia. - Ale jakaś taka, jak nie nasza Martyna. 
-Widzę. - Odparłem ciągle wpatrując się w Martynę. 
-Choć pójdziemy do niej. - Zaczęła kierować się  w stronę dziewczyny. 
-Nie... Kinga muszę Ci coś powiedzieć. Chodźmy stąd póki nas nie zobaczyła. 
-Co? Nie rozumiem. - Była zdezorientowana. 
-Pokłóciłem się z Martyną. - Odparłem. Choć, opowiem ci. 

Odciągnąłem Kingę kilka ławek dalej, tak aby nikt nas nie zobaczył. Kinia była dosyć zdezorientowana. Muszę jej wszystko wytłumaczyć, ale nie wiem jak zareaguje. 
-Jasiek ? O co chodzi? - Nie wiedziała co się dzieje. - Zacząłem opowiadać o wszystkim dziewczynie. Zaczynając od obiadu i kończąc na wypadku. Słuchała w skupieniu, nie przerywała mi. Była bardzo zdziwiona, gdy skończyłem czekałem co powie. Ona tylko milczała, zdawała mi się nieobecna.  
-Kinga? Co się dzieje? - Pytanie wyrwało ją zamyślenia. 
-Nic, tylko... To dla mnie dziwne. - Odparła.- Nigdy nie zauważyłam, żeby ciebie i Martynę coś łączyło. 
-Tylko, że nas chyba już nic nie łączy. - Powiedziałem. 
-A przyjaźń? - Była zaskoczona. - Przecież przyjaźnimy się wszyscy... Nie może skreślić tej relacji jednym głupim pocałunkiem. 
-Nie wiem Kinga... - Byłem bezradny.- Ale masz rację. Jeden głupi pocałunek, to była chwila, a tyle może zmienić. - Siedzieliśmy w milczeniu przez pewien czas. Stawało się coraz chłodniej, postanowiłem odwieźć Kinie. Wstaliśmy z ławki i skierowaliśmy się do auta. 

W tym samym czasie. 
Martyna.
Siedziałam z Damianem przez pewien czas w milczeniu. Pomimo długiej przerwy nie mieliśmy o czym rozmawiać. Ile może się zmienić przez pewien okres... 
-Co u Julki? - Zagadnęłam, przerywając niezręczną ciszę. Od samego początku spotkania chciałam o to zapytać. Julka była pierwszą moją prawdziwą przyjaciółką, to dzięki niej poznałam Damiana. Gdy wyjeżdżała obiecała utrzymywać kontakt, lecz nie dotrzymała obietnicy. Bardzo przez to cierpiałam. 
-Dobrze, szybko zaaklimatyzowała się w Warszawie. Lepiej niż ja... - Spojrzał na mnie z specyficznym uśmiechem.- Być może za rok wprowadzi się do mnie, ale to tylko plany. 
-O to świetnie. - Urwałam. Zabolało mnie to. Nic nie wiedziałam co się u niej dzieje, choć byłyśmy jak siostry. 
-Martyna...- Damian zaczął niepewnie. - Ja... Ja nie potrafię żyć bez ciebie... - Byłam oszołomiona tym wyznaniem. - To był błąd, zerwać z Tobą. Tak naprawdę zawszę cię kochałem. W dzień naszego zerwania, kłamałem. Myślałem, że tak będzie dla nas lepiej... 
-Będzie dla nas najlepiej? - Nie chciałam wierzyć, w te głupie tłumaczenia. - Ty chyba sobie jaja robisz? - Byłam wściekła, jedyna rzecz o jakiej teraz marzyłam to wygarnąć mu wszystko.- Jesteś idiotą wiesz? Zdajesz sobie sprawę co ja przeżyłam przez te miesiące? - Zaczęłam podnosić głos.- To była najgorsza rocznica, jaką mogłam sobie wymyślić... 
-Wiem, przepraszam. Masz rację jestem idiotą, debilem, chamem, i świnią. Wiem o tym... Ale te miesiące bez ciebie... - Urwał głos. Czułam, że zaraz wybuchnę płaczem. Wszystkie wspomnienia wracały, czułam się okropnie. Starałam się, niczego po sobie poznać, lecz było to nad moje siły. Po policzku poleciała mi łza. Jak mam być inną dziewczyną skoro tak łatwo się daję? Jak...? Bardzo szybko się opamiętałam. Dlaczego ciągle się nad sobą rozczulam? To nie tak ma być. Szybko wzięłam się w garść, otarłam łzę. Słuchałam dalej Damiana, zaciętym wyrazem twarzy.- Posłuchaj mnie Martyna, gdy nastała okazja natychmiast wsiadłem w pociąg i wróciłem. Wróciłem wszystko odkręcić, i jeżeli będzie taka konieczność będę walczył o ciebie. Nawet z tym gościem... 
-I co? Sądzisz, że teraz ci wybaczę, zostawię wszystko za sobą? - Popatrzyłam na jego twarz. W jego oczach widziałam nadzieję i smutek. Czyżby naprawdę na to liczył?  
 -Nie. Chcę żebyś to wszystko przemyślała, przypomniała sobie te wszystkie dobre chwile. Będę czekać, dopóki się nie zdecydujesz. Masz czas, nie musisz się śpieszyć. Ale mam nadzieję, że wszystko będzie jak dawniej.- Złapał mnie za rękę. Natychmiastowo wyrwałam ją z jego uścisku. Niepewnie wstał i odszedł zostawiając mnie z masą myśli. 

Kilka minut później. 
Siedziałam na ławce, przez cały czas zbierając myśli. Co mam zrobić? Przecież to nie tak miało być. Już ze wszystkim się pogodziłam, zaczęło się nawet dobrze układać i nagle on się zjawia. Czy może być piękniej? Biłam się z myślami, gdy nagle dobiegł mnie dźwięk mojej komórki. Spojrzałam na ekran. Mama. Ciekawe co chce. 
-Hallo? - Odezwałam się. 
-Martyna. Muszę z tobą porozmawiać. - O nie, nie mam ochoty na opieprz. Nie teraz.
-O czym? - zapytałam.
-To bardzo ważne. Spokojnie nie chcę cię pouczać. - Dodała, jakby czytała mi w myślach.- Ale to pilna sprawa.  
-No dobrze. Będę za 15 minut. - Rozłączyłam połączenie. 
Ruszyłam przez park pomału. Muszę trochę ochłonąć, zanim zobaczę się z mamą. Gdy dochodziłam pod dom zauważyłam samochód ojca. Co on tu jeszcze robi? Byłam bardzo zdziwiona, przecież już dawno powinien pojechać do tej swojej Blanki. A na dodatek miał ze sobą syna, powinien chyba już dawno być przy swojej mamusi. Weszłam do domu niepewnie. Tak jak wcześniej w kuchni siedzieli rodzice i o czymś rozmawiali. Tym razem nie było małego. Byłam zdezorientowana tym wszystkim. Co tu się dzieje? 
-Martyna, usiądź musimy porozmawiać o czymś ważnym. - Zaczęła mama. 
-Co z powrotem się schodzicie? - Wypaliłam. 
-Nie. - Odparł ojciec.- Pomimo, że nie jestem z mamą, utrzymujemy dobre stosunki, aby dobrze cię wychować. 
-Nie sądzę- Wycedziłam. Ojciec nie przejmując się tym ciągnął dalej. 
-Ostatnio nasze stosunki nieco się ochłodziły, dlatego z Zosią postanowiliśmy, że przez pewien czas zamieszkasz u mnie. - Sądziłam, że się przesłyszałam. 
-Słucham? - Krzyknęłam. - Chyba nie chcesz, mnie zabrać do siebie? - Nie mogłam uwierzyć. Chyba śnię, przyśnił mi się najgorszy koszmar. Jak on to sobie wyobraża? Że będę jadła z nim i Blanką śniadania, obiady i kolację w cudownej atmosferze? 
-Tak. Zamieszkasz z nami, pomożesz Blance przy małym. Będziesz u nas mieszkać dopóki nie zmienisz co do mnie nastawienia. - Wydawał się być spokojny. 
-Chcesz ze mnie zrobić niańkę? - Siedziałam wkurzona i zdziwiona. 
-Nie, chcę żebyś poznała brata i się zmieniła. 
-Chyba śnisz. - Odburknęłam. 
-To będzie twój wybór do kiedy będziesz ze mną mieszkała. - Nie wiem jak może być tak spokojny. U mnie w środku się gotowało, a ten nic. 
-I ty się mamo zgadzasz na to? - Zwróciłam się do mamy. Ciągle milczała, przysłuchiwała się naszej rozmowie. 
-Tak. Sądzę, że to będzie najlepsze rozwiązanie. I tak ciągle siedzę w pracy, więc jesteś samotna. U taty ciągle ktoś będzie w domu, będziesz miała lepiej. Chociaż na pewien czas. - Byłam wkurzona, nawet ona. Byłam na przegranej pozycji... Dlaczego nie mogę już być pełnoletnia? 
-Martyna, spakuj swoje rzeczy. Jutro po szkole przyjadę po ciebie. - Odezwał się ojciec. Po szkole... 
-Zaraz, a co z moją szkołą? Przecież ty mieszkasz w Środzie Śląskiej? - Przypomniałam sobie. Nie chcę zmieniać szkoły, a sam dojazd będzie trwał 40 minut. 
-Zmienisz. - Odparł, pożegnał się z mamą i wyszedł jak gdyby nic. Nie wytrzymałam po całym dniu, odwróciłam się napięcie i z płaczem pobiegłam do pokoju. 
Nie chcę iść do innej szkoły. W czwórce mam Kingę, znajomych, Jasia... Nawet jego. Przytuliłam się do poduszki. Nie dbałam o to, że jestem w ubraniu i się nie myłam. Byłam zmęczona życiem, płaczem, mężczyznami. Otuliłam się kołdrą i zasnęłam. 


----
Kolejny rozdział :D 
Już 21 *.* Ale się cieszę ostatnio na blogu było 5000 wyświetleń, a już dziś jest 6000. Może to nie jest duża liczba, lecz mnie bardzo cieszy <3 Dziękuję wszystkim, którzy to czytają :D 
Piszcie mi w komentarzach co sądzicie :)  (Motywujcie mnie :) ) Zapraszam na aska :) 
Miłego czytania :D

środa, 19 sierpnia 2015

Rozdział 20.

-Z kim idziesz i dokąd? 
Wywróciłam oczami. Chciałam wyjść, ale nie powiem z kim się spotkam więc skłamałam. 
-Do parku. Wychodzę z kolegą. - Nie za bardzo go przekonałam, więc dodałam.- Z Jaśkiem. Tym co mi pomógł, gdy złamałam nogę. Mogę już iść?- Byłam zniecierpliwiona. 
-Dobra. Idź. Miłego spotkania.- Podszedł do mnie. Chciał mnie uścisnąć, ale ja szybko wybiegłam z domu. Złapałam jeszcze kurtkę i pognałam w umówione miejsce.  

Gdy wyszłam z domu była 15:55. Do parku mam niedaleko,około 5/7 minut drogi. Postanowiłam, że nie będę się śpieszyć, wręcz będę szła ślimaczym tempem. Niech sobie na mnie poczeka, tak jak ja czekałam na niego tyle miesięcy. Weszłam w środek parku, zbliżałam się do naszego miejsca spotkania. Już z daleka zauważyłam Damiana siedzącego na ławce. Spojrzałam na zegarek. 16:06. Postanowiłam stanąć za drzewem i chwilkę poczekać. Wiem wiem głupie to, ale niech poczeka. Denerwowałam się całym spotkaniem, ale nie mogłam po sobie tego pokazać. Postanowiłam być obojętna i sucha. Dobra koniec tego stania w miejscu. Wzięłam kilka głębszych oddechów i ruszyłam pewnym krokiem. Damian od razu mnie zauważył, wbił we mnie wzrok. Był zdziwiony, lecz próbował to zamaskować uśmiechem. 
-Wow... Wyglądasz ślicznie. - Powiedział. 
-Chyba zresztą jak zawsze. - Odparłam z ironią. Nie wiem czy dam radę być obojętna, ale będę się starać.   
-To chyba jest wiadome. - Zignorował moją ironie i wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Co słychać? - Zapytał jak niby nic, tak jakby nie było tych sześciu miesięcy rozłąki, jakby nie było pocałunku z Jaśkiem... 
-Dobrze. Trochę się pozmieniało, ale dobrze. - Usiadłam koło niego, lecz w pewnej odległości. - A u Ciebie? 
-Dobrze. Właśnie zaczynam wszystko od nowa.- Powiedział to dość ciekawym tonem. Nie chciałam się dopytywać. Mógłby pomyśleć, że po tym wszystkim dalej mi zależy. Ale czy w ogóle mi właśnie na nim zależy? 

Kilka godzin wcześniej. 
Perspektywa Jasia. 
Wyszedłem od Martyny wściekły, i załamany. Jak może przekreślić te wszystkie dni spędzone razem, dla tego lalusia? Ale sporo właśnie tego chce, odwalę się od niej. Może później zrozumie to wszystko. Wsiadłem do auta i ruszyłem. Nie chciałem wracać od razu do domu. Postanowiłem pojeździć za miastem, szybka jazda zawsze mnie uspokaja, ale w mieście tego nie mogę robić. Chciałem jak najszybciej znaleźć się na obrzeżach. Na liczniku miałem 100 km/h. Nie przejmowałem się niczym, tylko drogą. Postanowiłem jeszcze przyśpieszyć, gdy przed maską nie wiem skąd znalazł się jeleń. Nie chciałem uderzyć w zwierze, zacząłem hamować. Nie dałem rady, miałem zbyt dużą prędkość... Wjechałem w biedne zwierze. Sądziłem, że siła uderzenia go zabije, lecz ono bez najmniejszego wysiłku wstało i pobiegło do lasu. Jak to możliwe? Wyszedłem z auta, ocenić straty. Cała maska była rozwalona, a temu nieszczęsnemu jeleniowi nic się nie stało. Cud? Czy mocne kości? Potarłem ręką o twarz. Poczułem coś mokrego i lepkiego. Spojrzałem na rękę, była w krwi. Zajrzałem do lusterka. W czasie wypadku uderzyłem o kierownicę, sądziłem że lekko. Niestety po mojej twarzy tak nie wyglądało. Na czole miałem siniaka, z nosa i łuku brwiowego leciała krew. Wyciąłem z bagażnika apteczkę. Zakleiłem plastrem rozcięcie i zatamowałem krew. Po chwili było dobrze. Wyjąłem telefon i wybrałem numer do Mateusza. 
-Hej stary. - Odezwałem się. 
-No siema. Co tam? 
-Potrzebuję twojej pomocy. - Zacząłem spokojnie. 
-Jakiej?- Był zdziwiony.
-Miałem małe zderzenie na obrzeżach miasta, wjechałem w jelenia. Mam rozbitą całą maskę samochodu, nie mogę nim jechać. Przyjechałbyś po mnie? 
-Pewnie. Zaraz będę. - Słyszałem jak łapie kluczyki. 
Po 15 minutach czekania Mateusz się zjawił. Między czasie zadzwoniłem po pomoc drogową. Zjawili się zaraz po Matim. Chłopak był zdziwiony stanem auta jak i mojej twarzy.
- No no chłopie nieźle wjechałeś. - Zaczął się rozglądać. - A gdzie ten jeleń? 
-Uciekł. Rozumiesz? - Na jego twarzy malowało się zdziwienie jak i wesołość. - Po uderzeniu, wstał jakby nigdy nic i uciekł do lasu. 
-Ale wcześniej chyba obił ci mordę. - Pokazał na moją twarz i wybuch śmiechem. Posłałem mu groźne spojrzenie, na co zmniejszył radość. - No sorry, ale z taką twarzą to nie wyrwiesz dziewczyny przez jakiś czas. 
-I tak nie mam humoru na dziewczyny. - On posłał mi ciekawe spojrzenie. 
-Ty i brak ochoty na dziewczyny... Jeden z najbardziej flirtujących chłopaków w szkole i brak ochoty... - Był zdziwiony. 
-Ja z nimi nie flirtuję... Zrozumcie to w końcu wszyscy. - Warknąłem i odwróciłem się w stronę pomocy drogowej. Gdy wszystko było uzgodnione, zająłem miejsce koło Mateusza w aucie. 
-O co ci chodzi stary o " ja z nikim nie flirtuję " ? - Zapytał. 
Zastanawiałem się czy  opowiedzieć mu o wszystkim. Jakby nie było dosyć się zaprzyjaźniłem z Marcinem. Potrzebowałem wyrzucenia wszystkiego ze siebie. Opowiedziałem mu wszystko, o pocałunku z Martyną aż po wypadek. 
-Zależy ci na niej. - Podsumował. 
-Co? - Byłem zaskoczony jego słowami. 
-Zależy Ci na Martynie.- Powtórzył.- Inaczej nie wkurzyłbyś się tak. Zabolało cię, że on się zjawia i wszystko psuje. - Może miał rację. Lecz nie chciałem dopuszczać to do siebie. Nie teraz, nie w tym momencie, kiedy nic dla niej nie znaczę. To zwykłe zauroczenie, pewnie zaraz wszystko minie. 
-Przestań pieprzyć głupoty. - Warknąłem. On spojrzał na mnie z litością. 
Jechaliśmy dalej w milczeniu. Gdy dojechaliśmy, odezwałem się.
-Dzięki za pomoc. - Uścisnąłem mu dłoń. 
-Zawsze do usług, ty rajdowco . - Uśmiechnął się. 
Wysiadłem z auta i udałem się do domu. Mama siedziała w kuchni, piła herbatę i czytała jakieś czasopisma. Zawsze tak robi, gdy się denerwuje. 
-Boże Jasiek, gdzie ty byłeś? - Szykował się wykład. 
-Miałem mały wypadek. - Odparłem obojętnym tonem. 
-Widzę. Ale co się stało? - Zaczyna panikować, jak zawsze. 
- Wjechałem w jelenia i rozwaliłem auto. - Spojrzała na moją twarz. Pośpieszyłem z wyjaśnieniami. - A twarz mam taką bo uderzyłem się o kierownicę. 
-Musimy jechać na pogotowie. A co jeśli masz wstrząs mózgu? - Cała mama. Co by się nie stało, ona panikuje. 
-Nie trzeba. Nic mi nie jest. Nie histeryzuj. - Ominąłem ją i wszedłem po schodach na górę, do łazienki. Wołała coś za mną, ale zignorowałem to.
Wziąłem szybki prysznic i poszedłem spać. Tylko o tym marzyłem po dzisiejszym dniu. 

Następny dzień. 
Nie chciało mi się zbytnio iść do szkoły. Postanowiłem pospać do południa. Obudził mnie dzwonek telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz. Dzwoniła Kinga. 
-Hallo? - Odezwałem się zaspanym głosem. 
-Jasiek? - Jej głos drżał. Usłyszawszy to od razu się ocknąłem. 
-Kinga co się dzieje? 
-Marcin... On wysłał mi list... - Przerywała. Była bardzo zdenerwowana. 
-Poczekaj uspokój się. Za 10 minut będę u Ciebie. - Zacząłem ją uspokajać. 
-Dobrze. - Rozłączyła się. 
Wyskoczyłem z łóżka, pobiegłem do szafy. Wyjąłem pierwszą lepszą koszulę i spodnie od dresów. Od razu zbiegłem na dół. Zacząłem szukać kluczyków do auta. No tak... Przecież jest zepsute. Wpadłem na pomysł. 
-Mamoo.- Krzyknąłem. 
-Co synku? - Synku... przecież nie jestem małym chłopcem. Byłem zbyt zdenerwowany, żeby jej o tym przypomnieć. 
-Mogę pożyczyć auto? Koleżanka mnie potrzebuje. - Zrobiłem minę zbitego pieska. 
-Nooo nie wiem. - Wahała się. 
-Proszę. To ważne. 
-No dobrze. Ale uważaj. - Zgodziła się.
-Dzięki.- Rzuciłem jej i pobiegłem po kluczyki. Po kilku sekundach już biegłem do samochodu. 
Jak mówiłem Kindze, po 10 minutach stałem pod jej drzwiami. Otworzyła mi cała zapłakana. Wszedłem i mocno ją przytuliłem. Wiedziałem, że właśnie tego teraz potrzebuje. 
-Ciii. Jestem przy tobie. - Głaskałem ją po włosach ,a ona wtuliła twarz w moją szyję. - Pokażesz mi ten list? - Zapytałem, gdy nieco się uspokoiła. Ona bez słowa podała mi list. 


Ty mała zdziro, sądzisz że jak będziesz miała
ochronę to cię nie dopadnę?  
To się mylisz.
Obserwuję cię dniem i nocą. Wszystko wiem
co się dzieje...
Wszystko.
Byłem wściekły. Jak ten pojeb, może coś takiego jej wysyłać? 
-Jedziemy na policję. - Powiedziałem poważnym głosem. - Jak się czujesz? Dasz radę jechać?
-Jasiek... nie. On nas obserwuje.- Załkała. 
-Chce nas tylko przestraszyć. Koniec z nim. Ubieraj się jedziemy. - Ona niepewnie popatrzyła się przez okno. 
-Zaufaj mi. Nic ci nie będzie. Jestem przy tobie. - Powiedziałem i przytuliłem ją mocno. 
-Dobrze. - Odparła niepewnie. 

Godzinę później. 
Kinga złożyła zawiadomienie o nękaniu na policji. Obiecali działać od początku, ale wszyscy wiemy jaka jest policja. Chciałem ją odwieźć do domu, lecz ona się nie zgodziła. Zadzwoniła do ojca, że nie wróci do 17. On niezbyt był zadowolony. Kinga w końcu jest chora, a jej rodzeństwem musi ktoś się zająć. Ona jednak postawiła na swoim. Postanowiliśmy iść do parku. Tam jest najciszej i najbezpieczniej. Szliśmy dróżką, gdy Kinga nagle krzyknęła.
-Boże Jasiek. - Wystraszyłem się. - Co ci się stało z twarzą? - Myślałem, że wybuchnę śmiechem. Jej mina była bezcenna. Cały dzień jest ze mną, a dopiero teraz to zauważyła. 
-Spostrzegawcza jesteś. - Nie wytrzymałem i wybuchłem śmiechem. 
-Co się stało? - Zapytała, lekceważąc mój śmiech. Opowiedziałem jej o wypadku, zastanawiałem się czy powiedzieć jej o kłótni z Martyną, gdy właśnie ją zobaczyłem. Wyglądała całkowicie inaczej. Siedziała z Damianem, rozmawiali ze sobą.
-Spójrz, to Martyna. - Odezwała się Kinia. - Ale jakaś taka, jak nie nasza Martyna. 
-Widzę. - Odparłem ciągle wpatrując się w Martynę. 
-Choć pójdziemy do niej. - Zaczęła kierować się  w stronę dziewczyny. 
-Nie... Kinga muszę Ci coś powiedzieć. Chodźmy stąd póki nas nie zobaczyła. 
-Co? Nie rozumiem. - Była zdezorientowana. 
-Pokłóciłem się z Martyną. - Odparłem. Choć, opowiem ci. 


---
Kolejny rozdzialik :) 
Późno dodany :/ Wybaczcie, ale nie miałam głowy do rozdziału :/ 
To już 20 *.* 
Dziękuję Tym którzy dalej to czytają <3 Nie zapominajcie o komentarzach :) 
Miłego czytania :D

piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział 19.


Wstałam i wbiegłam po schodach do łazienki. Bez zastanowienia wpadłam do kabiny i odkręciłam wodę. Nie ważne, że stałam w ubraniach. Ważne, że to uśmierza mój ból. W tym tygodniu płakałam przez trzech najważniejszych dla mnie mężczyzn. Tata, Damian, Jaś... Tylko trzej marni mężczyźni, a zmienili moje życie. Wyszłam z kabiny i skierowałam się cała mokra do pokoju. Walić bałagan, walić mężczyzn, walić życie. 

Przez pewien czas miałam głupie pomysły... Walić życie... Czemu właśnie w tej chwili z nim nie skończyć ? Poco mam czekać, aż umrę z starości, choroby lub wypadku? Mogę to zakończyć sama. Dlaczego mam się męczyć w takim trudnym świecie? Rozważałam to przez bardzo długi czas... Nie byłam tego pewna, ale postanowiłam spróbować. Muszę tylko wybrać sposób... Podciąć sobie żyły? Nie... to boli, a nie lubię bólu... Może skoczyć z okna? Nie... to za nisko. Mogłabym tylko sobie coś połamać. Albo skoczyć z mostu do wody? Też nie. Najbliższa rzeka z mostem znajduje się 4 km od mojego domu. A może powiesić się? Ale tu nie mam takiego miejsca... Jeszcze jest jeden sposób... Lekarstwa. To wcale nie boli... Odpływasz w sen, wszystko zdaje się takie spokojne... Wyszłam z pokoju i skierowałam się do półki z lekami. Hmm paracetamol... Leki nasenne mamy. To chyba będzie dobre. Zabrałam je ze sobą do pokoju. Ale nie chcę tak zwyczajnie umrzeć... Chcę też powspominać, chcę przypomnieć sobie te dni kiedy byłam szczęśliwa. Wyjęłam albumy ze zdjęciami. Zaczęłam oglądać jedno po drugim. Na większości znajdowałam się z rodzicami. Wtedy było tak dobrze. Mama nie pracowała, zajmowała się mną. Tata zawsze się uśmiechał, nie było mowy o rozwodzie... kochał nas. Zbliżałam się do końca albumu. Na kilku z ostatnich była też Julka i Damian. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Czy tego właśnie chcę? Końca? Przecież miałam szczęśliwe dzieciństwo. Ale muszę to zrobić. Podniosłam album, gdy wysunęło się jakieś zdjęcie. Spadło na podłogę. Spojrzałam na nie, zaczęłam mocno płakać. Na fotografii była moja babcia. Bardzo ją kochałam, gdy miałam 12 lat zmarła na raka płuc. Przed śmiercią obiecała mi, że będzie mi pomagać w bardzo trudnych wyborach, cokolwiek miało się stać ona będzie przy mnie. Na zdjęciu miała wesołą twarz, ściskała mnie. Pamiętam ten dzień, miałam 10 lat. Byłam u niej na wakacjach. Uciekł nam wtedy pies, Rufus. Zaczęłam za nim płakać, lecz ona powiedziała, abym nie wylewała łez, każde złe chwile mijają, a trzeba żyć dalej. Posłuchałam jej. Wiedziałam dlaczego właśnie teraz to zdjęcie wypadło. Wstałam z podłogi, zebrałam leki i zaniosłam je powrotem na półkę. 
-Dziękuję babciu.- Szepnęłam. Wiedziałam, że mnie słyszy, pilnuje mnie i pomaga. 
Wróciłam do pokoju, sprzątnęłam bajzel i położyłam się spać. Nie mam zamiaru kończyć życia. Ale muszę się zmienić. Nie będę już taką Martynką... Nie będę!!!

Następny dzień.
Wstałam o 7:00. Gdy budzik zadzwonił bez problemu wstałam. Skierowałam się do szafy. Wybrałam czarne jeansy i miętową koszulę. Wbiegłam do łazienki. Postanowiłam zrobić tym razem mocny makijaż. Będę inną Martyną. Bardziej pewną siebie. Siniak z policzka prawie zniknął. Przykryłam go lekką ilością fluidu, tak jakby co. Postanowiłam dziś użyć eyeliner. Nie za bardzo umiałam zrobić idealną kreskę, lecz po wielu próbach udało mi się. Gdy skończyłam byłam zdziwiona swoim efektem. Przed wyjściem włożyłam skórzaną czarną kurtkę i ruszyłam na przystanek. Do szkoły pojechałam autobusem. Chciałam uniknąć spotkania z Jaśkiem. Jak sądzę będzie miał urażoną dumę, przez jakiś czas. Sam się do mnie nie odezwie, więc sprawę mam ułatwioną. Nigdy nie lubiłam jechać autobusem, nawet na małych odległościach. Nie miałam choroby lokomocyjnej, po prostu nie lubię tłoku, dużej ilości ludzi. Zasiadłam miejsce najbliżej drzwi, aby szybko się wydostać z tej puszki. Jechałam w milczeniu, przyglądając się widokowi za oknem. Autobus zatrzymywał się na każdym przystanku. Nie zwracałam uwagi na ludzi wsiadających lub wysiadających. Nie obchodziło mnie to zbytnio. Nikt nie usiadł przy mnie, aż do jednego z przystanków. 
-Wolne?- Zapytał się jakiś chłopak. Gdzieś słyszałam ten głos, lecz nie patrząc się na niego odparłam.
-Tak. 
-Dzięki.-Usiadł.-Martyna tak? - Zapytał z dziwnym tonem. Odwróciłam się w jego stronę. To znowu ten chłopak, na którego wpadłam. 
-Nooo. A ty to??? - Odparłam z obojętnym tonem. 
-Kamil. Dla przyjaciół Kali. - Uśmiechnął się lekko. 
-Ahaaa. Spoko.- Byłam zbyt zmęczona ostatnimi sytuacjami na zapoznania. Zresztą za każdym razem spotkania z nim, źle się kończyły. 
-Coś się stało? - Chciał się dowiedzieć.- W szkole wyglądasz na bardziej rozmowną. 
-Mam problemy. Nie twój zasrany interes.- Warknęłam. 
-Spokojnie dziewczyno. Każdy je ma. - Odparł z pogardą. 
Założyłam słuchawki dając mu do zrozumienia, że nie mam ochoty na rozmowę. A szczególnie z nim. Wpatrzyłam się w okno, wsłuchując w nową piosenkę Pajujo "Tańcz". W pewnym sensie opowiadała o moim życiu. Siedziałam wsłuchując się w słowa piosenki, gdy Kamil coś powiedział. Nie zapytałam co chciał, znieważyłam to. 
-"Nie łam się mała, nie pierwszy nie ostatni, co cię nie zabije, to tylko cię wzmocni" - Chłopak wypowiedział kawałek tekstu. Sądziłam że się przesłyszałam. 
-Co powiedziałeś? - Widział zdziwienie na mojej twarzy. 
-To co słyszałaś.- Uśmiechnął się. Dalej byłam zdziwiona. Skąd on może to znać? Nie wygląda na takiego co słucha tego zespołu.- Moja siostra ma fioła na punkcie tej piosenki. Znam już to na pamięć.
-Ale dlaczego akurat ten fragment przytoczyłeś? 
-Sądzę, że najbardziej pasuje do twojego humoru. - Wytłumaczył. Miał rację chociaż nie wiedziałam dlaczego. - Musimy wychodzić, śpieszę się. Nara. - Powiedział i wyszedł. 
" Co mnie nie zabije, to tylko cię wzmocni" ten fragment wzięłam sobie do serca. To tylko mnie wzmocni. Weszłam do szkoły z podniesioną głową, pewnym krokiem. Jak nie ja. Koniec z niewinną, płaczliwą Martyną. Skierowałam się w stronę klasy chemicznej. Z tego co wiedziałam Jasiek ma lekcję obok, lecz nie zauważyłam go. 
-Martyna to ty? - Dziewczyny stojące przed drzwiami przestały rozmawiać. Wpatrywały się we mnie jakbym była z innej planety. 
-Dlaczego miałby to być ktoś inny? - Zapytałam.
-No nie wiem... Po prostu jesteś jakaś inna... Zmieniłaś swój image. Wyglądasz jakoś...
-Pewniej. - Dokończyłam.- Każda kobieta musi coś zmienić w sobie.- Uśmiechnęłam się.- Kula (nauczycielka chemii) już weszła? -Zapytałam zmieniając temat.
-Nie jeszcze nie.- Zdziwienie dziewczyn powoli mijało.
Stanęłam trzy kroki od grupki dziewczyn, wyciągnęłam telefon. Jasiek nie odzywał się od wczoraj. Ale co ja oczekuję? Że po tym jak mu wygarnęłam napisze lub zadzwoni? Przecież jestem na niego wściekła, powinnam go unikać. Zamyśliłam się o tym, gdy rozległ się dźwięk mojego telefonu. Serce zabiło mi mocniej. Nieznany numer.
-Hej. Martyna?- rozległ się dźwięk po drugiej stronie.  
-Tak? Kto mówi? 
-Damian.- Moje serce teraz chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. - Nie wiem czy powinienem do ciebie dzwonić, ale... Nie spotkałabyś się ze mną? 
-Kiedy? - Zapytałam.
-Może dziś? Jeśli masz czas.-Odparł pośpiesznie.
-Okej. -Odparłam obojętnie.- Gdzie i o której.? 
-W parku o 16? W tym naszym miejscu.- Odparł po chwili zastanowienia.- Pamiętasz go jeszcze? 
-Tak.- Byłam zdziwiona.-Do 16. Pa.
-Paa.- Rozłączył się. 
Nasze miejsce... Park był bardzo częstym miejscem spotkań zakochanych, lecz naszym prawie najczęstszym. To tam pierwszy raz się pocałowaliśmy, tam wszystko się zaczęło jak i skończyło. To było miejsce radości jak i smutku. A teraz ? co miało się tam rodzić? radość czy smutek? Tego pewnie dowiem się później.  

Kilka godzin później. 
Ze szkoły wyszłam o 14:35. Od razu skierowałam się na przystanek. Chcę wrócić do domu, wziąć prysznic po w-f'ie i przebrać się. Denerwowałam się spotkaniem z Damianem. Czy to jest randka? Jak mam się ubrać? Zamysłem weszłam do autobusu. Siadłam w tym samym miejscu co rano. Droga minęła mi szybko, pierwszy raz od dawna nie przeszkadzała mi jazda autobusem. Wysiadłam z pojazdu i ruszyłam do domu. 
Otworzyłam drzwi, nie były zamknięte. Zdziwiłam się, czyżbym zapomniała je zamknąć, gdy wychodziłam do szkoły? Sądziłam, że były zamknięte. Weszłam do środka, usłyszałam jakąś rozmowę w kuchni. Dobiegł mnie fragment rozmowy. 
-I po co tu przyszedłeś? Chcesz, aby Martyna się wściekła? Ona i tak ostatnie spotkanie bardzo przeżyła. - Mama zdawała się być zmartwiona. Zdziwiłam się, że w ogóle jest w domu.- A na dodatek przywiozłeś Bartka. - Domyśliłam się o co mamie chodzi. Miałyśmy gościa. Ojciec przyjechał z swoim synkiem. Byłam wściekła, chciałam wejść do pokoju nie zauważona, ale nie miałam zbytnio jak. Aby dostać się na piętro muszę przejść przez salon, a w kuchni widać salon bardzo dobrze. 
-Chcę porozmawiać z Martynką.-Martynką... teraz mówi Martynka...- Chcę przekonać ją, że ona jest moją najukochańszą córeczką. - Byłam wściekła, wszystko się we mnie zagotowało. Nie wytrzymałam i weszłam do kuchni.
-I aby to udowodnić, zabrałeś ze sobą tego...-Urwałam.-to dziecko. - Poprawiłam. Nie chciałam obrażać dziecka przy mamie. Była by zła, nie zrozumiałaby... 
-Martyna... - Mama spojrzała na mnie surowym okiem. 
-No co? Co ty byś zrobiła widząc ich oboje w naszym domu? Jeszcze brakuje tej Blanki. - Kipiałam cała ze złości. 
-Wszystko w swoim czasie.- Powiedział spokojnie tata. - Poznaj, to Bartek. - Pokazał ręką na dziecko w wózku. Nawet nie zerkając na nie odwróciłam się. 
-Martyna, poczekaj porozmawiajmy. - Krzyknął za mną ojciec. 
-Nie mamy o czym rozmawiać. Wystarczy mi jeden siniak na policzku. 
-Sama się o to wtedy prosiłaś.-Wypowiedział to cicho, ale pewnie. 
Spojrzałam na mamę, nie chciała się w to wtrącać, ale jej mina pokazywała, abym go za to przeprosiła. Ja stałam nieugięta. Przewróciłam tylko oczami. 
-Zmieniłaś się Martynko... - Dobiegł mnie głos ojca.- Z charakteru, jak i z wyglądu.- Wskazał na moje ciuchy i makijaż. 
-Dorosłam... Zrozumiałam, że nie mogę być bezbronną idiotką. - Wycedziłam przez zęby. 
-Chyba niczego nie zrozumiałaś. Stałaś się gorsza, masz cięty język, wściekasz się o dziwne rzecz...
-To ty mnie zmieniłeś, Ty... zrozumiałeś? -Przerwałam mu.- Jeśli masz do mnie pretensje, to miej też do siebie... To stało się tylko PRZEZ CIEBIE.- Powtórzyłam to z naciskiem.    
Odwróciłam się i wyszłam. Nie lubię, gdy mama nie chce się wtrącać. Jestem wtedy zdana na siebie. Zresztą jak zawsze. Zamknęłam drzwi do pokoju, usiadłam na łóżku. Emocję znowu wzięły górę. Dlaczego obiecuję sobie, że nie będę płakać, a zawsze to robię? Dlaczego. Wylałam morze łez, wciągu tygodnia. Dosyć, muszę wziąć się w garść. Podeszłam do szafy. Nie wiedziałam co wybrać, czy to zwykłe spotkanie? A może coś więcej? Nawet jeśli, nie pokażę po sobie tego. Nie mogę zapominać, że Damian mnie zostawił. Wybrałam niebieskie jeansy, rozciągniętą ale ładną bluzę i czarne koturny. Zabierając to ze sobą, udałam się do łazienki. Po drodze słyszałam głos ojca. Czyli jeszcze tu jest... 
Gotowa do wyjścia (umalowana i ubrana jak nie ja) zeszłam na dół. Mama rozmawiała przyciszonym głosem z tatą. Zauważyli, że schodzę, przyglądnęli się mi, po czym popatrzyli się sobie. Wyglądali jak za dawnych lat. 
-A Ty gdzie się wybierasz?- Odezwał się "ojciec roku". Myśli, że jak raz się zainteresuje to pokaże jaki jest wspaniały? Że coś się zmieni? 
-Nie twój interes. - Powiedziałam. 
-Zdaje się, że mój. Jestem twoim rodzicem. 
-Pff, przypomniałeś sobie o mnie. -Warknęłam. 
-Uważaj na słowa. Nie zapominaj kim jestem. - Tracił cierpliwość. 
-Wakacyjnym tatą? 
-Tatą... i dobrze mogę ci nie pozwolić wyjść.- Chciał pokazać kto to nie on.- Z kim idziesz i dokąd? 
Wywróciłam oczami. Chciałam wyjść, ale nie powiem z kim się spotkam więc skłamałam. 
-Do parku. Wychodzę z kolegą. - Nie za bardzo go przekonałam, więc dodałam.- Z Jaśkiem. Tym co mi pomógł, gdy złamałam nogę. Mogę już iść?- Byłam zniecierpliwiona. 
-Dobra. Idź. Miłego spotkania.- Podszedł do mnie. Chciał mnie uścisnąć, ale ja szybko wybiegłam z domu. Złapałam jeszcze kurtkę i pognałam w umówione miejsce.  

---
Proszę bardzo :) 
Długi rozdział z okazji 5000 wyświetleń bloga :D 
Pisałam go kilka godzin :) 
Mam nadzieje, że chociaż trochę wam się spodoba :) 
Proszę komentujcie pod rozdziałem, lub na asku :)  co sądzicie o tym, bo to bardzo motywuje :)  
Aaaa Ps. POCZĄTEK ROZDZIAŁU NIE MIAŁ BYĆ ZACHĘTĄ LUB PODDANIEM POMYSŁU NA SAMOBÓJSTWO !!!
Martyna jest rozbita i przychodzą jej głupie myśli do głowy :/ PROSZĘ NIE BIERZCIE Z NIEJ PRZYKŁADU !!! :)